Tytuł z którym dziś do Was przychodzę, doskonale wpisuje się w ów dzień, bowiem debiut Emily Hart to opowieść o sile kobiet.
Zgrabnie napisana międzypokoleniowa historia o tęsknocie, miłości i własnej mocy. Rozdzielone dziesiątkami czy nawet setkami lat bohaterki, kobiety z rodu Weywardów – Altha, Violet i Kate – są dla siebie dziedzictwem, pełnym drzemiącej w nich, często nieuświadomionej długo, siły.
Bardzo rzadko sięgam po powieści obyczajowe, ale motyw czarownicy ma w sobie coś magnetyzującego, a z drugiej strony przeraża świadomością łatwości, z jaką ten zarzut potrafił zabijać dziesiątki lat, zupełnie niewinne kobiety. Dostępne po dziś dokumenty odnotowują, że ostatni stos zapłonął w Europie w 1811 roku. Prawda jest jednak taka, że miejsce inkwizycji zajęły szpitale psychiatryczne, a proceder "uciszania" i eliminowania niewygodnych żon i córek trwał pod tą przykrywką kolejne dekady.
W "Wiedźmach" Hart opowiada historię trzech niezwyczajnych kobiet żyjących na przestrzeni stuleci. Splata je ze sobą, ukazując z jednej strony odrzucenie otaczającego je świata, jak i ich niezwykłą więź z naturą. Ta zresztą również pozostaje społecznie nieakceptowalna. Przyznaję, że podczas lektury często przychodziła mi na myśl osoba Simony Kossak..
Trzy kobiety. Pięć wieków. Jeden sekret.
2019. Kate ucieka właśnie od przemocowego męża, pod osłoną nocy wyrusza z Londynu do rozpadającej się chaty odziedziczonej po ciotecznej babci, którą ledwo pamięta. Porośnięte bluszczem i otoczone zarośniętym ogrodem Weyward Cottage dzielą lata świetlne od brutalnego partnera. Jednak dziewczyna nie jest sama..
1619. Altha oczekuje na proces o zabójstwo miejscowego rolnika, który został stratowany przez własne bydło. Nie musi być winna, ale wie, że zarzut o czary może przypłacić życiem..
1942. Violet siedzi zamknięta w podupadającej rodzinnej posiadłości, odbywa karę na którą z pewnością nie zasłużyła. Przy okazji próbuje odkryć tajemnicę swojej matki, która podobno przed śmiercią straciła rozum..
Trudno uwierzyć, że "Wiedźmy" są debiutem, to naprawdę pięknie prowadzona opowieść o wytrwałości i ukrytej sile, którą bohaterki będą zmuszone w sobie znaleźć. A wszystko to ze szczyptą ekscytującej magii, choć może to po prostu dar wsłuchania się w rytm natury i umiejętność czerpania z jej owoców?
Podobał mi się klimat tej książki, akcja -choć budząca wiele emocji - toczy się dosyć niespiesznie, dzięki czemu czytelnik może dostrzec potęgę i urok otaczającego nas tutaj świata przyrody. Ptaki, owady, las, łąka, wszystko to nadaje powieści dodatkowy, mistyczny wręcz wymiar. Bardzo dobrze sprawdza się również wątek odkrywanych sukcesywnie tajemnic poprzedniczek, zabieg ten do końca nie pozwala czytelnikowi się nudzić.
W czasach, gdy do niektórych wciąż nie dociera prosta prawda, że kobieta jest pełnoprawnym człowiekiem, warto zadbać o to, by umiejscowić się w odpowiednim kontekście, aby -nawet najładniej opowiedziane historie z przeszłości pętającej żeńską niezależność - nie zaczęły ożywać na naszych oczach. Nie potrzebujemy do tego wron, ni czarnych kotów, wystarczy samoświadomość i egzekwowanie swoich praw.