Cały wielopiętrowy człon zawiłego wzoru zniknął pod jasnozłotym, ognistym lśnieniem. Maciek syknął ze złością i szybko wdusił mały klawisz u dołu pulpitu. Szklana ściana natychmiast nasiąkła zgaszoną czerwienią, ekran przestał puszczać słoneczne zajączki, ale wspaniały wzór zdążył już z niego uciec. - Rupieć! - Czy dobrze cię zrozumiałem? - spytał przesadnie uprzejmym tonem głośnik umieszczony z boku ekranu. - Nic, nic - wycofał się pośpiesznie chłopiec. Nie czas było teraz przypominać domowemu komputerowi, że słówko „rupieć” zastępuje najmłodszej latorośli rodziny Całków absolutnie wszystkie wykrzykniki, jakimi ludzie zwykli obwieszczać światu o swoim podenerwowaniu. Wątpliwe zresztą, czy komputer, jako bądź co bądź martwa maszyna, zechciałaby uwierzyć, że w ustach Maćka to słówko wcale nie musi dotyczyć starych, zepsutych sprzętów, ale że równie dobrze odnosi się do każdej irytującej niespodzianki czy jakiejkolwiek niemiłej sytuacji.