U nas humor żydowski wciąż kojarzy się przede wszystkim z przedwojennymi szmoncesami - żart to wprawdzie nieco już spatynowany, nadal jednak bawi. (...) Tymczasem bohaterowie Ephraima Kishona to postacie z innego wymiaru. To ludzie żywi i nam współcześni, przechadzający się ulicami nowoczesnych miast, a nie dawnego Chełma lub Berdyczowa. (...) Zresztą paleta tematów podejmowanych przez Ephraima Kishona mieni się wszystkimi barwami. Kishon jest najzupełniej, dosłownie uniwersalny. W rozmowie z dziennikarzem wyznał: "Nazywają mnie ostatnim żydowskim humorystą. Mogę być z tego dumny (...), ale to nieprawda. Jestem pierwszym humorystą izraelskim. To, co piszę, równie dobrze mógłby napisać Czech lub Szwajcar...". (...) Autor wprowadza nas w świat, co tu ukrywać, od co najmniej dwóch dziesięcioleci dla czytelnika znad Wisły poniekąd egzotyczny. Jeśli jednak wyłuskamy cały przewrotny sens tych opowiastek z realiów bliskowschodnich, nieoczekiwanie napotkamy podobne do naszych kłopoty i radości - te wielkie i te małe - zwykłe, powszednie, prywatne oraz ogólnocywilizacyjne. (ze wstępu redaktora Wojciecha Grzelaka)