Znaleziona wśród zakurzonych książek z rodzinnej kolekcji. Pamiętam, że wtedy miałem ogromne parcie na religie azjatyckie i książki, które wniosłyby choć trochę wiary w moje życie. Dlatego bez pomyślunku przywiozłem ją sobie. Dopadło mnie zgorzkniałe niezadowolenie, kiedy okazało się, że jest innego gatunku - podróżniczego. Jednak coś mnie pchnęło do przeczytania jej całej. Ma ciekawsze i nudniejsze momenty. Jest relacją z podróży Janusza Wolniewicza, autora wielu podobnych wydań. Powstała w czasie komuny, więc czy ona maczała tam swoje paluchy? Czytanie umilały kolorowe zdjęcia z wyprawy. Są to jednak opisy miejsc, ludności azjatyckiej, trochę architektury, ale jedynie okiem miłośnika świata, za to chętniej pisał o darach natury. Współcześnie będzie pewni już nieaktualna.