„I dreszcz szedł po wielkich konarach drzew w obawie nadchodzącej zimy. Liście, kwiaty, i zioła przeróżne czuły, że kres idzie, żółkły im lica i więdły ciała. Uśmiechały się jeszcze do słońca, ale już przedśmiertnie, boleśnie, wspominając z żałosnym poszumem miniony, złoty maj. Tylko grzyby panoszyły się butnie, słyszeć nie chcąc o jakiejś tam zimie; zaledwo wyjrzały na świat Boży i były pełne pretensji”.
Schemat fabularny, ale ciekawie napisany. Film był drogowskazem do lektury
Może wysoka ocena tej książki kogoś zdziwić, ale dla mnie jest tak niesamowicie zabawna, że nie mogę dać mniej. Określenia, porównania, górnolotność stylu - to jest nieodparcie śmieszne.
Fascynujący polski romans. Super, że można wrócić do klasyki i poczuć inną epokę. Krew się w nas burzy, kiedy czytamy o tej niesprawiedliwości... Również ze strony wychowanki. I to boli!
Gdy przyniesiono Bolesławowi Prusowi do oceny pewien rękopis, mistrz, po przeczytaniu powiedział (ponoć) " Można to wydać. Będzie to doskonała lektura dla kucharek. Ten rękopis to była "Trędowata". W ...