Książka ma dokładnie sto stron mniejszego druku, ale treści w niej ogrom, niczym w magicznej księdze snu. Od początku do końca nie wiadomo czy cokolwiek się tu nie dzieje to czy jest snem czy jawą. Główna bohaterka bowiem lunatykuje, ale jest jakby świadoma tego, że przeżywa jakieś przygody. Nigdy nie wiedziałam czy jestem z nią w śnie, czy opowieść działa się w świecie realnym. Jedyne co wiemy to to, że chciałaby przestać lunatykować, gdyż ona sama nie widzi różnicy kiedy to się dzieje. Ja tylko w niektórych spostrzegłam, że była bardzo uległa i pozwalała na wszystko co z nią robili lub co mówili by zrobiła, albo jak kierowali jej dłonią, by zrobiła coś niedobrego. Ogólnie cała opowieść składa się ze zlepek wspomnień. Nie zauważyłam tu czasu, opowieść się działa, ale kiedy i co to nie wiedziałam. Wiem tylko, że rodzice skierowali ją na leczenie do pewnego mężczyzny, później zakładu i ją tam odwiedzali. To tam doszło do złych rzeczy z których ona nie wiedziała jak się wybronić. Podobno była winna, ale sposób w jaki jest opisane zdarzenie nie do końca nam to tak prosto tłumaczy. Czytelnik musi dojść do własnych wniosków, bo tylko wtedy dotrze do niego sens książki. Zapewnie będzie nim zdziwiony tak jak ja. Trudno jest zrozumieć samą postać głównej bohaterki, gdyż zawsze szła tam, gdzie inni by nie poszli. Ciekawiły ją sfery rozwiązłości, posiadania własnych zasad sprzecznych z tymi, które panowały w jej domu. Rodzice chcieli z niej zrobić kogoś wielkiego, a ją interesował...