"- Kiedy ma się siedemnaście, szesnaście, osiemnaście czy nawet dwanaście lat... - Urywa. - W gruncie rzeczy w twoim wieku każdy problem wygląda jak koniec świata. Wszystko wydaje się takie ważne, jakby miało wpłynąć na całe twoje życie. Ale to tylko część życia, część wchodzenia w związek. Zawalanie, przepraszanie, nauka, jak być lepszym, jak inaczej powinno się postąpić. Strach przed zawaleniem świadczy jedynie o tym, że ci zależy. Z pewnymi rzeczami trzeba być ostrożnym, niektóre decyzje wymagają przemyślenia, długiego i dogłębnego. Ale musisz też pozwolić sobie na uwolnienie uczuć, musisz przestać się bać tego, czego pragniesz, i po prostu po to sięgnąć."
************
Bycie sobą nie powinno być trudne. Uczucia też nie powinny być aż tak skomplikowane, podobnie jak relacje rodzinne. Cóż nikt nie mówił, że życie jest proste, a zwłaszcza dorastanie.
To bardzo przyjemna historia, zdecydowanie lżejsza emocjonalnie o dwóch poprzednich, które czytałam, choć wciąż poruszająca niełatwe tematy.
Fabuła jest prosta, oparta na motywach "fake dating" i "enemies to lovers", czyta się ją błyskawicznie.
Przyznam, że tym razem, trochę nie po drodze było mi z bohaterami, jakoś nie mogłam uwierzyć w łączące ich uczucie, ale nie tylko. Podobne zastrzeżenia mam wobec relacji Neila z rodzinną, według mnie były potraktowane bez należytej uwagi.
Jednak pomimo moich odczuć, z czystym sumieniem mogę wam ją polecić, ponieważ to nie jest to zła ksiazka, chyba po prostu spodziewałam się więcej dramatu.