"Nieboskłon jest różą, prawda?".
Historia w książce rozwija się za pomocą listów. Na samym początku bardzo trudno nam rozróżnić jest bohaterki. Nie wiemy która jest od Agencji a która z Ogrodu, dlatego czasem łatwo się pogubić. Sama historia nie jest trudna, ale to co w niej jest już tak. Nie ma tu żadnych zasad, nakreślenia świata, kreacji i tego o co tak dokładnie chodzi. Trochę błądzimy we mgle i to przeszkadza na czym mamy się skupić. Przez co historia wydaje się nam nijaka.
Polecam się jednak nie poddawać, ale czytać tę książkę na raty. Ona nie jest stworzona by przeczytać ją w jedno popołudnie ale żeby ją kontemplować. Historia głównych bohaterek w pewnym momencie splata się tak mocno, że łapiemy się na tym, że coś nam umknęło albo źle zrozumieliśmy teorie czasu.
"Słowa są czymś abstrakcyjnym, odrywają nas od zieleni - słowa i wzory - jak płoty i rowy. Słowa żądają ból. Potrafię schować się w słowach, o ile rozsieje je po swoim ciele; czytanie Twoich listów jest wtedy jak zbieranie kwiatów wyrastających we mnie, tu pąk, tutaj paproć, układam je i przekładam żeby pasowały do skąpanego słońcem pokoju".
Na uwagę zasługuje w powieści cała tematyka związana z korespondencją. Nie tylko między głównymi bohaterkami bo to jak przekazywały sobie listy jest pięknem samym w sobie. Te ich sposoby na odbieranie listów, zarazem trudne ale i bardzo pomysłowe. Momentami nawet zabój...