"Szczypta nienawiści" to pierwszy tom nowej trylogii fantasy J. Abercrombie'go, której akcja rozgrywa się w świecie znanym z jego poprzednich powieści. W przeciwieństwie jednak do większości innych autorek i autorów książek fantasy, Joe Abercrombie pozwala swojemu wymyślonemu światu na ewolucję a nawet, sądząc z gwałtowności tempa zachodzących przemian socjalnych i ekonomicznych, na rewolucję. Rewolucja przemysłowa z jej wszystkimi wątpliwymi atrakcjami i towarzysząca jej rewolucja społeczna, będącą reakcją na niesprawiedliwość, wyzysk i niewolnictwo, są co prawda tylko tłem, ale powodują, że powieść ta nieco różni się od poprzednich książek tego autora. Różnice te stanowią jednak wartość dodaną, obok której w "Szczypcie nienawiści" z łatwością odnajdziemy wszystkie inne składniki charakterystyczne dla prozy Abercrombie'go: szybką akcję, nieustanne konflikty i wojny, zakulisowe intrygi, krwiste postaci oraz pełne humoru i słownych przepychanek dialogi. Autor nawiązuje delikatnie do fabuły i wątków poprzednich książek (wieczna wojna na Północy, intrygi magów) ale równocześnie wykorzystuje rewolucję industrialną i wynikające z niej zmiany by wzmóc dramatyzm wydarzeń i nie zmniejszać imponującej liczby trupów. Jedyne co budzi wątpliwości to podejrzanie szybkie tempo zmian historycznych i społecznych, które autor musiał chyba podrasować by nie wybiegać w przyszłość zbyt daleko. Jest to o tyle ważne, że w książce spotykamy niektóre postaci z poprzednich książek i pośrednie nawiązania do dawniejszych wydarzeń. Powieść nie wymaga bezwzględnie znajomości wcześniejszych książek autora, chociaż czytelnikom którzy ich nie znają będą umykały dodatkowe znaczenia niektórych wydarzeń. Dlatego też sądzę, że generalnie lepiej jest zapoznać się z dawniejszą twórczością JA przed sięgnięciem po "Szczyptę nienawiści".
Fabuła książki składa się z kilku wątków powiązanych z głównymi postaciami, Savine dan Gloktą (córka arcylektora inkwizycji i bezwzględny rekin biznesu), Rikke (córka wodza Północy i potencjalny jasnowidz), Leo dan Brockiem (bohaterski żołnierz, chociaż niezbyt wyrafinowany intelektualista), księciem Orso (umiarkowanie pracowity następca tronu) oraz licznymi bohaterami drugoplanowymi. Watki te autor dość szybko łączy w jedną całość z prawie liniową fabułą. Dzięki temu na istotne wydarzenia nie trzeba czekać do końca książki a przygodowa zawartość książki ma nietypowo ulokowaną kulminację, która znajduje się nieco za połową tekstu. To mógłby być pewien problem, ale autor do końca nie szczędzi czytelnikom kolejnych (chociaż mniejszego kalibru) niespodzianek i nagłych (a nawet, w niektórych przypadkach, zbyt nagłych i nie ustępujących poziomem filmom pokroju "mody na sukces") zwrotów akcji. Na drugim planie pojawiają się też dawni znajomi i zakulisowi gracze, przenoszący walkę o kształt świata na wyższy poziom złożoności.
Abercrombie zawsze pisał bardzo naturalistycznie, lecz tym razem chwilami wydawało mi się, że nieco przesadza z upodobaniem opisując smak, zapach i wszechstronne zastosowania przeróżnych wydzielin ciała, dolegliwości wokółmiesiączkowe, mniej lub bardziej wyrafinowane metody rzygania i bekania oraz wszelakie formy aktywności seksualnej z oślizgłymi szczegółami, których nie powstydziłyby się tak wysublimowane dzieła jak "50 twarzy Greya". Chociaż generalnie nie jest to coś niezwykłego, odniosłem wrażenie, że rozwijając swój świat i fabułę tej książki autor podejmował nienaturalny wysiłek, by wszystkie swoje bohaterki i wszystkich swoich bohaterów pokazać obsranych, obrzyganych lub ociekających krwią, śliną i spermą. Zwykle więcej niż raz. Szczegółowy naturalizm opisów z powiewu świeżości w fantasy zmieniał się przez to chwilami w zatęchły smród potu wydzielanego przy nadmiernym wysiłku. Równocześnie jednak Abercrombie pisze lekko i swobodnie, z zadziwiającą łatwością tworząc świetne, ociekające zgryźliwością dialogi i rewelacyjnie wykorzystując tak trywialne elementy scenografii jak choćby cechy dań obiadowych do podkreślenia napięcia i dodania - nomen omen - odpowiednio pikantnego posmaku opisywanym wydarzeniom. Równie sprawnie autor opisuje sceny batalistyczne i potrafi (na ile wolno mi to oceniać siedząc na d..., znaczy się, na kanapie przez komputerem) doskonale dawać sobie radę w opisach chaosu walki i odczuć jej uczestników.
Fani Abercrombiego z pewnością znajdą w tej książce wszystko to, za co pokochali inne dzieła tego autora a nawet coś więcej. Rewolucja i zmiana scenografii nie wpłynęły znacząco na styl autora i jego sprawność w posługiwaniu się klawiaturą. Drobiazgi, które mi przeszkadzały, opisałem powyżej, ale nie zmieniają one mojej pozytywnej opinii o tej książce. To jedna z przyjemniejszych książek fantasy jakie udało mi się przeczytać w tym roku i świetna rozrywka. Będę czekał na dalszy ciąg. Szczęśliwie tylko rok, bo cała trylogia jest już napisana a wszystko wskazuje na to, że wydawnictwo Mag wyda ją bez zwłoki prawie równolegle z premierami na rynku anglojęzycznym.