Niebo szarzało z każdą minutą. Pole bitwy rozświetlała już tylko lekka, czerwona poświata słońca, które już zaszło za wzgórzami.
Czarne chmury wydawały się ciężkie, jakby były odlane z ołowiu. Śpiący zaczęli się budzić, tak jak każdej nocy i brani na smycz przez zaklęcia Sahi, ustawiali się karnie w szeregu. Jeden za drugim, rząd za rzędem.
Topory i tarcze albo długie dzidy dzierżyli w swoich martwych dłoniach, czekając na rozkaz swoich panów.
Jakie łatwe będzie to zwycięstwo!
[...] Śpiew. Wysoki, przenikliwy śpiew wydobył się najpierw z kilku, potem setek, wreszcie tysięcy i setek tysięcy gardeł. Pieśń przywołująca demony rozlała się po łąkach Świętej Ziemi!
Wojska ruszyły. Z wolna, ociężale, szereg po szeregu ruszał w stronę najeżonej pikami ściany wojsk Zakonu. Z każdą chwilą ludzie i Śpiący poruszali się coraz szybciej. Ciemne moce wstępowały w wojowników żywych i martwych.
Po chwili nabrali energii sztormowej fali i jak gigantyczna ludzka fala popłynęli na wojowników Zakonu.