Na nieuchronnie zbliżające się jesienne wieczory mam dla Was ciekawą i niesamowicie wciągającą opowieść. Zadziwia nas od pierwszej strony, stawia przed nami kolejne znaki zapytania, co chwilę zostawia w konsternacji. I gdy już, już myślimy, że sprawa się wyjaśnia to Autor zaskakuje kolejnym zwrotem fabuły. Bo wyobraźnia Vincenta Vina jest niezmierzona i to, co funduje czytelnikowi w tej książce jest nie do opisania- w tą przygodę każdy musi wyruszyć sam!
Kim jest John? Otóż to emerytowany urzędnik wojskowy, szczęśliwie zakochany w swojej małżonce. Amator ogrodnictwa, a w szczególności hodowli kaktusa z rodziny peyotla (swoją drogą ciekawy okaz, warto o nim poczytać ! ;-) ). Miał taki moment w życiu, że namiętnie kupował szpule żyłek wędkarskich i z tym również wiąże się interesująca historia. Momentami w niego wątpiłam, że jednak coś mu się stało, że psychicznie nie udźwignął życia na odludziu, końca kariery zawodowej, obranej ścieżki w życiu.. Ale potem szybko otrząsałam się z tego i ufałam, że wszystkich tych przygód był uczestnikiem, naocznym świadkiem. Bo nawet ogromne ilości jego ulubionej roślinki nie pchnęłyby go do wymyślenia takiej historii!
A co z tą tytułową studnią? Otóż, niepozorna z niej budowla. Choć otoczona mgłą, czasem jakimś blaskiem, to tak naprawdę cała posiadłość tonie w braku światła i mglistej aurze, stąd nic w tym dziwnego. Jednak im więcej mamy z nią do czynienia, im więcej eksperymentów John wykonuje, by rozwiązać zagadki z ...