Książka podejmuje zagadnienie inżynierii oświatowej w państwie socjalistycznym. Poznajemy związki pomiędzy wielką polityką a dyrektywami dla szkół. Oglądamy fasadę stworzoną przez górnolotne hasła, obowiązkowy rytuał i gorliwe uwierzytelnianie racji bytu kolejnych ekip władzy. Szkoła jawiła się jako najłatwiejsza do sterowania instytucja w systemie. Nie odbywało się to bez oporów. Po załamaniach strategia rządzących nabierała rozpędu oraz była bardziej nowoczesna. Władza z uporem forsowała odświeżone rozwiązania.