"Stramer" Mikołaja Łozińskiego, historia Nathana i Rywki oraz sześciorga ich dzieci, żydowskiej rodziny z Tarnowa, pokazana w przededniu zagłady, skradł moje serce. W związku z tym do lektury “Stramerów”, będących kontynuacją tej świetnej powieści, nikt nie musiał mnie namawiać.
Dorosłe już dzieci Stramerów rozdziela wojna. Wela z mężem przedostają się ze Lwowa do Warszawy, gdzie na różne sposoby próbują przetrwać. Nusek znajduje pracę w podwarszawskim Konstancinie i wsiąka w towarzystwo partyzantów, bimbrowników, antysemitów. Rudek i Rena trafiają do Stalińska na Syberii. Hesio zostaje wysokim rangą oficerem armii Berlinga. Salek działa we francuskim ruchu oporu. Róża, najmłodsza z rodziny, ukrywa się u swojej przedwojennej opiekunki Babuni w pełnym okupacyjnych niebezpieczeństw Krakowie.
Historia opisana przez Mikołaja Łozińskiego to przede wszystkim opowieść o próbach funkcjonowania w zupełnie szalonych, dalekich od normalności warunkach. Tylko jak żyć, gdy człowiek odczuwa bezdenną niemoc i nie do końca rozumie to, co go właśnie spotyka? Początkowe niedowierzanie, zaskoczenie i przerażenie, dotyczące rozmiarów otaczającego ich barbarzyństwa, powoli przeradza się w rzeczywistość dnia powszedniego. Podszytego czujnością i strachem, ale z każdą godziną mniej szokującego, choć podskórnie czujemy, że skutki tego długotrwałego stanu będą tragiczne.
Skutecznym antidotum na rozpacz może być jedynie nadzieja, choćby jej mała iskierka. I to jej Starmerowie, każdy po swojemu, mocno się czepiają, bo przecież trzeba coś robić, wokół czegoś się kręcić, dla kogoś żyć, nadać tej krzątaninie jakiś sens, bo „działanie było jedyną szansą przetrwania”.
Łoziński precyzyjnie kreśli w swej powieści realia wojennych przepychanek, począwszy od prób zdobywania żywności czy zatrudnienia, w które wpleciony jest ciągły lęk przed zdemaskowaniem. Bohaterowie prowadzą nas przez codzienność, w której wciąż trzeba się odwracać, gubić tropy, wtapiać w otoczenie, wstrzymywać oddech..
Losy rodu Stramerów ukazują wojnę z perspektywy Żydów przebywających poza murami getta, pozostawionych samym sobie, próbujących przemykać się, pozostając niezauważonym, choć czasem to nie wystarcza - i wtedy trzeba zaszarżować. Tu wszystko może być ostateczne, między ‘być a nie być’ przebiega niezwykle cieńka granica.
Czy wszystkim Stramerom uda się wywinąć wojennej zawierusze? Kiedy w końcowych scenach spotkamy ich w tarnowskim mieszkaniu, okaże się, że cena wyrzeknięcia się własnej tożsamości nie pozostała bez konsekwencji..
“Stramerowie” to złożona, poruszająca opowieść o rodzinie dotkniętej piętnem wojny, które trwale zmienia optykę spojrzenia na świat, a i ten nie jest już przecież tym samym. Szczerze polecam!