Już przed wojną, gdy książka Heleny Mniszkówny podbiła czytelników, dużo osób zastanawiało się, czy Stefcia Rudecka i Waldemar Michorowski a także demoniczny, opętany ideą arystokratycznej rasy, hrabia Barski, mają swoje pierwowzory.
Rok temu nie istniejąca już redakcja miesięcznika "Reporter" dostała z Ukrainy, z miejscowości Ucziliszcze list z załączonymi fragmentami pamiętnika, który opowiadał o losach młodej nauczycielki, niezwykle pieknej dziewczyny, która zakochała się z wzajemnością w krewnym swojej podopiecznej. Z owego pamiętnika wynikało niezbicie jedno, że jego autorka (o losach łudząco podobnych do losów Stefci Rudeckiej) wcale nie umarła. Przeżyła wprawdzie koszmar, który trudno sobie wyobrazić, lecz przeżyła... A jej przeżycia swą sensacyjnością biją na głowę wszystko, co przedstawia Mniszkówna. Pani Helena znała bowiem tylko część losów dziewczyny, którą uczyniła bohaterką "Trędowatej". Będąc któregoś lata na wywczasach w Ucziliszczu, zasłyszała strzępy historii, które posłużyły za kanwę powieści. Ta historia toczyła się tymczasem dalej, a autorka poczytnego w latach międzywojennych romansu nie mogła jej znać w szczegółach. Dlatego uśmierciła Stefcię Rudecką na ostatnich stronach swojej powieści.
Pamiętnik nadesłany do "Reportera" stał się iskrą, która wywołała płomień - jak napisałaby sama Mniszkówna. Dziennikarka posługując się danymi z listu do redakcji i samego pamiętnika odnalazła ich nadawcę. Tak mogła narodzić się współczesna wersja "Trędowatej" (czy nie o niebo lepsza od swojej poprzedniczki?), opisująca bardzo przekonywająco historię zdrady, oszustwa, zawiści i wreszcie triumfu miłości.
Czym posiłkuje się Anna Rohóczanka, pisząc swoją powieść? Przede wszystkim autentycznymi opowieściami z ukraińskiej wsi, skąd przywiozła kilka notesów wspomnień, obserwacji, a tekże legendę, która w tych rejonach jest ciągle żywa. Legendę (prawdę?) - żyjącą nadal wśród prostych ludzi, którzy nigdy nie czytali "Trędowatej", a jednak - opowiadając ją - zachowują się tak, jakby mówili o Stefci Rudeckiej. Stefcia wraca więc na karty polskiej książki, choć prawdziwa pamięć o niej żyje wyłącznie wśród ukraińskich chłopów, którzy nie czytają żadnych książek, a tym bardziej po polsku.
Anna Rohóczanka przełamała barierę nieufności mieszkańców Ucziliszcza i w sfabularyzowanej formie opowie, co się stało ze Stefcią i ordynatem Michorowskim w następnych latach, pisząc nie tylko dramatyczną opowieść o zmartwychwstaniu Stefci, ale i o późniejszych jej losach w kolejnej - po "Powrocie Trędowatej" - książce: "Córka Michorowskich".
[wyd. Reporter, Warszawa 1992]