Jestem rozczarowana. Zacny pomysł z zamianą ról pan-sługa przyciąga uwagę oraz budzi ciekawość. Żal, że na tej jakże solidnej ramie rozpięto kanwę z podchodów do miłości fizycznej. I to "te" momenty stanowią o fabule najbardziej. Knighton vel Brennan w towarzystwie Rosalind dosznaje tak przemożnego parcia, by panna przeczesała grzywkę jego Piotrusia, że wszystko inne traci na znaczeniu. Przyszły hrabia jest tak bardzo skupiony na potrzebach rozumu i ww Piotrusia, że nie przyjmuje do wiadomości, co serduszko mu pika. A pika, że akt (ślubu) oraz jego odzyskanie jest ważny i ma znaczenie, ale akty (obcowania cieleśnie) to nie jest to, co Jagrys lubi najbardziej.
Czepię się jeszcze wykonania, bo redaktorski myk z pozamienianiem imion bohaterów popsuł mi humor dodatkowo.