"Sposób na szefa" to czwarta książka Katarzyny Mak, którą miałam okazję przeczytać i kolejna, która wzbudziła we mnie mieszane uczucia. Dlaczego? Już spieszę z wyjaśnieniem!
Główną bohaterką historii jest Maja Sokołowska. Po opuszczeniu rodzinnego domu dziewczyna zamieszkała ze swoją przyjaciółką w jej warszawskim mieszkaniu, jednak pewnego dnia Anita każe jej się wyprowadzić. Zdruzgotana Maja nie chce wracać do miasta, z którego pochodzi, postanawia za wszelką cenę znaleźć dobrze płatną pracę, by móc wynająć własne cztery kąty. Kiedy udaje się na rozmowę kwalifikacyjną do firmy Maksymiliana Iwańskiego, zupełnie nie spodziewa się tego, jak za sprawą jednego spotkania zmieni się całej jej życie. Czy Maja sprawdzi się jako enolog? Czy dziewczyna znajdzie sposób, by utrzeć nosa wrednemu szefowi? Po odpowiedzi na te pytania odsyłam was do lektury.
Zacznę od tego, że początek książki bardzo mi się podobał. Naprawdę fantastycznie bawiłam się podczas czytania słownych uszczypliwości między Mają a Maksem. Dlatego byłam przekonana, że wreszcie trafiłam na świetny romans biurowy. Jednak im dalej zagłębiałam się w lekturze, tym bardziej dochodziłam do wniosku, że ta książka nie ma nic wspólnego z romansem biurowym, a jej opis zwyczajnie wprowadza w błąd. Właściwie oprócz wspomnianej przeze mnie rozmowy kwalifikacyjnej w biurze nie dzieje się prawie nic, ponieważ główni bohaterowie w ogóle nie pracują... I tak szczerze powiedziawszy, jestem trochę w szoku, że firma Maksa w ogóle jeszcze prosperuje, skoro sam właściciel ma tak luźne podejście do swoich służbowych obowiązków.
Drugim motywem, który występuje w "Sposobie na szefa" jest fake dating, czyli kolejny wątek, który bardzo w książkach lubię. Niestety tutaj również mnie nie zachwycił. Przede wszystkim wszystko działo się w tej publikacji za szybko. Główni bohaterowie poznali się w dość niesprzyjających okolicznościach. Tak naprawdę nie mieli czasu, żeby się poznać, a nagle zostają udawaną parą. Maks proponuje Majce mieszkanie, a jej najlepsza przyjaciółka patrzy na to, że dziewczyna odchodzi z nieznajomym z uśmiechem na twarzy. Nawet nie wiem co powiedzieć... Może sama mam jakieś wyjątkowe przyjaciółki, bo one z pewnością najpierw prześwietliłyby faceta i przede wszystkim chciałyby z nim porozmawiać dłużej niż pięć minut!
Na resztę wydarzeń spuszczę zasłonę milczenia.