Lata nauki szkolnej to dla mało kogo przyjemne wspomnienia, ale mimo wszystko Emi stara się nie narzekać. Może i szkoła pełna jest ludzi, o których najchętniej by zapomniała, ale są w niej przecież i przyjaciele. Alban i Linus to jej prywatne kółko nerdów i nie mogłaby wymarzyć sobie lepszego. Gdy w ten ustabilizowany krajobraz wdzierają się nauczyciel i dwoje nowych uczniów, świat Emi drży w posadach.
Przypadkowe spotkanie zamienia się w nić losu, którą zaplanowano dla bohaterów i nic nie może tego zmienić. Tajemnicze symbole, które pojawiają się na ich dłoniach i magiczne moce znienacka przejmujące kontrolę nad ich życiami to tylko przedsmak tego co ich czeka.
Życie nie zechce czekać odwieszone na kołek, podczas gdy bohaterowie Leonid poświęcą się odkrywaniu tajemnic dziwnego kompasu, czas stanie się jeszcze cenniejszy niż dotychczas a mrok czający się na obrzeżach świadomości tylko spotęguje presję… Ile czasu będą mieli by odkryć tajemnice przeszłości, skoro każda sekunda jest na wagę życia?
Leonidy to pierwszy tom niesamowitej trylogii Spektrum i muszę przyznać, że były dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Żeby nie było wątpliwości – pozytywnym. Nastoletni bohaterowie, których los zmusza do przyjaźni i zacieśniania więzi staną przed dylematami, które niejednego dorosłego przyprawiłyby o ból głowy. Astrofizyka, paradoks dziadka, efekt motyla i próby zmiany przeszł...