Doskonale pamiętam piękną słoneczną niedzielę 17 września. Około godz. 10-11 od tzw. Górnej Wygnanki drogą jechały innego koloru czołgi wojsko w dziwnych mundurach woniało też nie po naszemu na głowie hełmy z czerwoną gwiazdą w rękach niemożebnie długie karabiny zakończone cienkim kanciastym bagnetem. Na ulicy Kolejowej przed apteką pokazała się nasza wojskowa terenówka z kierowcą i żołnierzem. Bagnetami ich w pierś i ruki w wierch Terenówki nie potrafili uruchomić i dali ją na czołgowy hol. Czołg ruszył a terenówka została bez urwanego przodu (...) Od Starego Czortkowa napływało coraz więcej wojska. Muszę stwierdzić o bardzo brzydkim zachowaniu się szumowin żydowsko-ukraińskich. Razem z sowieckimi sołdatami rozbrajali polskich oficerów i żołnierzy lżąc przy tym i obrażając. Pędząc ich jednocześnie gdzieś w stronę więzienia. Nad miastem ukazały się samoloty okazało się że to polskie i sowieckie. W powietrzu zaczęła się bitwa. Raz przycichała to znów się wzmagała. Do polskich samolotów Sowieci strzelali z ziemi z czterolufowych sprzężonych karabinów maszynowych umieszczonych na ciężarówkach(...) Patrzymy polscy żołnierze i oficerowie otoczeni przez uzbrojonych sołdatów. Naszych część siedzi na ziemi niektórzy kręcą się spacerują przygnębieni. Grupka sołdatów gra w piłkę nożną kopiąc polskie oficerskie czapki(...) Do niewoli trafili nasi oficerowie przygnali ich do gmachu sądu grodzkiego. Zebrano z półtora tysiąca. I pilnowano że mysz by się nie prześlizgnęła. Ludzie tam podchodzili usiłowali coś podać rzadko komu to się udawało. Oj wiało grozą. W parę dni później szli całą szerokością ulicy eskortowani z bronią gotową do strzału niczym zaprzałe bydło popędzeni zostali na stację kolejową i dalej... W jednej z kolumn rozpoznałem naszych krakowskich oficerów. Nic tym biedakom nie można było podać papierosów owoców czy coś do jedzenia bo sołdaty pędzili i straszyli użyciem broni. Na sam ten widok serce z bólu pękało. fragmenty książki