Po pierwszym, dobrym tomie cyklu, którego bohaterem jest komisarz Oczko, postanowiłam dać nam kolejną szansę, bo choć samej ciężko mi w to uwierzyć, zaczynam się dobrze czuć w krótkiej formie, jaką są opowiadania, co kiedyś było nie do pomyślenia. Pewnego dnia na sklepowym parkingu zostaje potrącony Paweł Kowalski, który umiera w szpitalu. Podczas załatwiana formalności okazuje się, że zmarły od wielu lat posługiwał się tożsamością mężczyzny, który nie żyje. Sprawą zajmuje się komisarz Oczko, który musi ustalić, kim był zamordowany, i co łączyło go z człowiekiem, który go potrącił. Tak jak przy okazji wcześniejszej sprawy, tak i teraz odczuwam niedosyt dotyczący przede wszystkim zakończenia. Domyślam się, że zabieg polegający na nieodkrywaniu wszystkich kart nie jest przypadkowy, ale zamiast poczucia ekscytacji z tego, co może nadejść w przyszłości, odczuwam lekki zawód, bo mam wrażenie, że autor za szybko pozbawił nas odpowiedzi na pytania. Wystarczyło niewiele, jeden, góra dwa dodatkowe rozdziały, które wskazałyby obrany przez autora kierunek. A tak mamy rozgrzebaną sprawę, która nie otrzymała odpowiedniej dawki przestrzeni do rozwinięcia. Mimo mojego zawodu oceniam tę odsłonę cyklu na 7, bo czuję potencjał i zaczynam się coraz bardziej lubić z komisarzem.