Z reguły jak jedna książka jakiegoś autora mi się spodoba, to sięgam też po kolejne. Nawet jeśli nie jestem w pełni zachwycona, to potencjał mi wystarcza. I znów przekonałam się, że to słuszne podejście, bo po trzech dobrych powieściach Krzysztofa Jóźwika okazało się, że czwarta to prawdziwy sztos. Warto było czekać na taką powieść.
"Skrawki" podobały mi się w zasadzie pod każdym względem. Styl autora w końcu w pełni się rozwinął, a fabuła zyskała na dynamice przez to, że skłonność do nadmiernej opisowości została ograniczona. A że intryga kryminalna broni się sama, to akurat u autora żadna nowość.
W tej historii działo się tyle, że nie było czasu na snucie rozważań ani hipotez. Krzysztof Jóźwik bardzo umiejętnie podsuwał fałszywe tropy, każdy wydawał się być nie tylko logiczny, ale też sprawiał wrażenie jedynego możliwego rozwiązania. Autor szybko udowadniał jednak, jak bardzo się mylimy.
Już w poprzednich książkach zdarzały się naprawdę mocne i brutalne opisy, więc teoretycznie można się było ich spodziewać i tutaj, jednak polecam czytać "Skrawki" na czczo i nie planować posiłków mięsnych. Zdradzę Wam tylko, że tytuł po raz kolejny jest naprawdę znaczący, a sprawca nie ma żadnych hamulców.
Życie śledczych było w tej książce na dalszym planie i uważam, że w kryminale to była odpowiednia proporcja. Jasne, lubię dobrze znać bohaterów serii, pod warunkiem, że rzeczywiście są ciekawi i dzieje się u nich coś znaczącego, a irytują mnie schematyczne wątki miłosne. Po "Chwastach" miałam pewne obawy, na szczęście autor pociągnął to wszystko w dobrą stronę i nie mogę się doczekać rozwnięcia sytuacji w kolejnej części.
"Skrawki" to moim zdaniem najlepsza powieść Krzysztofa Jóźwika. We wszystkich wcześniejszych dostrzegałam niedociągnięcia, które sprawiały, że mimo ciekawych i oryginalnych intryg, nie byłam nimi zachwycona. Tym razem jednak autor sprostał moim oczekiwaniom i nie zostawił mi pola do narzekań, wręcz zaostrzył mi apetyt na następne spotkanie z jego twórczością.
Moje 8/10.