Poetyckie opowiadania Brunona Schulza zebrane w tomie Sklepy cynamonowe są uznawane za jedno z najoryginalniejszych dzieł literatury polskiej, jednak tuż po publikacji wywołały sprzeczne emocje: od krytyki ze strony politycznej prawicy po zachwyty takich twórców jak Zofia Nałkowska, Julian Tuwim czy Stanisław Ignacy Witkiewicz. W czasach stalinowskich twórczość Schulza była oficjalnie zwalczana, a po 1956 roku za sprawą Jerzego Ficowskiego została odkryta na nowo. Do dziś opowiadania te przetłumaczono na kilkadziesiąt języków, a Ulica Krokodyli doczekała się też ekranizacji w reżyserii braci Quay. Autor – skromny malarz i nauczyciel rysunku – z dnia na dzień dołączył do grona najbardziej rozpoznawalnych pisarzy tamtych czasów.
Nowe wydanie klasycznego dzieła Brunona Schulza zostało wzbogacone o cztery późniejsze i mniej znane opowiadania, napisane już po publikacji Sklepów cynamonowych: Jesień, Republikę marzeń, Kometę oraz Ojczyznę.
Dziś można powiedzieć, że być może to Schulz, a nie Gombrowicz czy nawet uhonorowany Noblem Miłosz, jest najbardziej powszechnie znanym i docenianym pisarzem polskim XX wieku, a liczba prac powstających na temat jego twórczości w różnych krajach świata idzie w setki. Jeśli dołączymy do tego wspomnianą już swoistą recepcję jego dzieł i biografii przez literaturę, teatr i kino, ujrzymy obraz twórcy, który w ponad siedemdziesiąt lat po śmierci z młodzieńczą energią zdobywa coraz to nowe umysły.
Jerzy Jarzębski
Zarówno oryginalność, jak i siłę Schulz czerpał ze swego rodzinnego miasteczka. Dzięki zdolności spowijania najprostszych rzeczy pajęczyną metafory czyni ze sprzedawców w sklepie swego ojca, ze służącej Adeli i samego ojca postaci mitologiczne, bohaterów przypowieści o egzystencji.
Czesław Miłosz
Styl tej książki naświetla i przegląda rzeczywistość jakby na wylot, ukazuje ją zdeformowaną i prawdziwą, jak tkankę pod mikroskopem − prawdziwością spotęgowaną i groźną. Książka niezmiernie interesująca, do której wraca się po wciąż nowe zdziwienia, którą się czyta na nowo w różnych kierunkach, na różnych głębokościach.
Zofia Nałkowska