Wiecie, superbohaterowie w latach 90. mieli ogromne szczęście, bo prezentowali się z dobrej strony, w wysokiej jakości – Marvel zaskakiwał pozytywnie czytelnika, a obecnie, ech, jestem kompletnie rozczarowany ich taktyką zdobywania nowych fanów. Odbijam się od tego, co wydają i nie wiem, dlaczego tak się dzieje – kiedyś przeglądałem ranking najlepszych opowieści z ,,Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela'' i trafiłem na ,,Old Man Logan'' (Staruszek Logan), gdzie Logan (alias Wolverine, gdyby ktoś nie wiedział) przemierza postapokaliptyczny świat w celu wyplenienia zła na amerykańskiej ziemi, i wtedy zrozumiałem, że rankingi są bez sensu, bo okazało się, że ta historia zupełnie mnie nie porwała, wręcz potwierdziła moje obawy, co do polityki Marvela, bo robienie z Hawkeye'a przemytnika nielegalnego towaru oraz mordercy, a z Logana rzeźnika polującego na innych superzłoczyńców jest manifestacją zaprzeczenia bycia superbohaterem – potraktowali tę postać, jak kolejnego tetryka, który załatwia wszystko przemocą. Nawet Punisher, którego uwielbiam jako antybohatera – stał się niczym, niewyróżniającym psychopatą – bez jakichkolwiek uczuć, które w sobie skrywał na dnie rozjuszonego serca, gdy za serię odpowiedzialny był Mike Baron czy Dan Abnett. Ale dość jojczenia – przejdźmy do ,,Przypowieści'', bo pomimo słabości Marvela przyczynili się do wielu ekscytujących komiksów.
Silver Surfer jest wyjątkowy. Gdy za opowieść odpowiadają legendy światowego komiksu, ja...