"Niedzielny wieczór. Siedzieli dokoła dużego okrągłego stołu w hallu swojej willi i jedli orzechy. Matka, duża, siwowłosa, o stale zawiedzionej twarzy. Najstarszy syn Emil, cieszący się w rodzinie opinią dowcipnego. Młodszy, Karol, o manierach sportowca. Córka Frania, mająca wielu kochanków i wuj Filip, który na wszystkie pytania dawał nieistotne odpowiedzi. Szczególnym chłopcem był najmłodszy ośmioletni rudy Maniuś, który stał obok kominka z siatką na motyle. Darł on małe kawałki papieru, podrzucał dfo góry i łapał swoją siatką. Potem wyciągał i wrzucał do ognia.