Lubię retellingi, ale rzadko trafiam na takie, które mają rzeczywiście wiele wspólnego z pierwowzorem, a jednocześnie wyróżniają się na tyle, że tworzą nową, w pełni oryginalną historię. Taka właśnie jest historia Ro, Romance, dziewczyny uwięzionej przez "nadopiekuńczą" matkę...
Bo moim zdaniem właśnie o tym jest "Romance, w skrócie Ro". Pod uroczym romansem, nietypową historią o spełnianiu marzeń i pierwszej miłości, kryje się swego rodzaju horror. Opowieść o życiu w zamknięciu, w izolacji od świata, w ogromnej samotności. Bez telefonu, Internetu, jakiegokolwiek kontaktu ze światem - a co najważniejsze, bez znajomych, przyjaciół, osób w swoim wieku.
Cała książka była jednym wielkim tornadem emocji, ale największe wrażenie zrobiła na mnie końcówka. To, jak autorka nietypowo podeszła do niektórych tematów, jakie karty wyłożyła na samym końcu, jakie sekrety odsłoniła i jakie plot twisty się tam pojawiły... Wow, po prostu wow.
W "Romance..." sceny słodkie mieszają się z tymi gorzkimi, radość z odkrywania nowych rzeczy jest przyćmiona przez strach, desperacja bohaterki idzie w parze z jej odwagą, a nadzieja i rozpacz walczą ze sobą w każdym słowie, zdaniu, rozdziale.
Ta książka jest po prostu wyjątkowa i zdecydowanie jest jedną z tych, o których chciałabym zapomnieć, by móc po raz kolejny poznać je na nowo. Czytajcie, warto!