Fragment: Obudziłem się po prawie dobie i chciałem wyskoczyć przez okno, na zawsze skończyć tę mękę bezsenności przeplatanej grozą. Otworzyłem okno i zaraz za nim zobaczyłem ulicę. O ironio! Poczułem się wtedy samotny jak nigdy w życiu, usiadłem na podłodze i westchnąłem, a z tym westchnięciem na zawsze odeszły ode mnie myśli samobójcze. Byłem na skraju fizycznego wykończenia. Przeraźliwie schudłem. Osłabłem tak bardzo, że ledwie mogłem utrzymać szklankę, powłóczyć nogami. Miałem omamy, prawdziwe omamy, nie takie, które nieustannie ktoś mi przypisywał, jako okolicznemu dziwakowi. Potrafiłem zasypiać w najdziwniejszych miejscach i pozycjach. W zasadzie stałem się wrakiem człowieka, aż wstyd o tym wspominać. Duchy, które znałem, nie potrafiły mi pomóc, ani nawet wyjaśnić, co się dzieje. Nie wiedziałem wtedy jeszcze, jak bardzo są wątłe i nieważne. Choć przyzywał śmierć na wszelkie sposoby, nie przyszła po niego. Przeklęty ukarany za szaleństwo innego człowieka. Egzorcysta chcący odkryć największy sekret tamtego świata. Demon gotów poświęcić się w imię miłości. Wyrocznia pragnąca nieśmiertelności. Losy ich wszystkich splatają się niczym macki potwora. Rhezus Rabalder powraca na szlak śmierci.