Po zmęczeniu "Mahabharaty" postanowiłam iść za ciosem i zabrać się od razu za kolejny epos staroindyjski must read czyli "Ramajanę". Nastawiłam się bojowo, nie powiem. Na szczęście "Ramajana" to lżejszy kaliber (albo już się przyzwyczaiłam), więc czytanie przyszło mi dużo mniej topornie.
Tematyka raczej przygodowa, poznajemy historię królewicza Ramy, wygnanego w skutek spisku na czternaście lat do lasu, a któremu demon porywa ukochaną, jakby już tego wykluczenia było mało. I konia biednego złożyli w ofierze, podrzynając mu gardło, barbarzyńcy. Synów im się zachciało i gusła takie odprawiali. Nie czuję tego tematu.