Amerykański nalot na Japonię z 18 kwietnia 1942 roku należy do najgłośniejszych wydarzeń wojny na Pacyfiku. 16 bombowców B-25, którymi dowodził podpułkownik James Doolittle, wystartowało z pokładu lotniskowca Hornet i zbombardowało Tokio, Nagoję oraz Kobe. Niewiele jest faktów historycznych, których sława i rozgłos stałyby w tak rażącej sprzeczności z ich rzeczywistym znaczeniem dla przyszłego biegu zdarzeń. Stało się tak przede wszystkim za sprawą amerykańskiej propagandy wojennej, starającej się za wszelką cenę przedstawić tę akcję, niewątpliwie pomysłową i spektakularną – można by wręcz rzec bezczelną – jako niemal równoważącą klęski ponoszone od początku wojny z upokorzeniem w Pearl Harbor na czele. Rajd Doolittle’a, za którym nie stał nawet cień racji militarnych, miał bowiem przekonać Amerykanów, że ich przywódcy są w stanie poprowadzić naród do ostatecznego zwycięstwa. Zabieg marketingowy był tak skuteczny, że od ponad pół wieku historiografia musi się zmagać z półprawdami czy zgoła mitami, jakie narosły wokół tej operacji amerykańskich sił zbrojnych…