Psińco, to może najpiękniejsze śląskie słowo, wykręcone jak psi figiel – tu „coś” i „nic” w jednym stoją domu. A w domu autora, w jego rodzinie i kościele panuje porządek surowy jak na Spitsbergenie, dlatego chciałby z psem Reksem wywrócić pełną miskę albo ze stadem dzików burzyć ambony. Pamięć poety rozpalają pojedyncze słowa: szola, gadzina, tomata, maszkyty, więc modli się żarliwie – „przyjdź do mnie, godko”. A jednak pisze i milknie po polsku. Jeśli dzięki Eichendorffowi, Kutzowi czy Janoschowi kojarzymy Śląsk z figurą beztroskiego Nicponia, to Jan Baron dopowiada – psińco!