Każde miasto ma swoje legendy. Nawet Nowy, tak zdawałoby się zabiegany i skomercjalizowany, Jork.
Kto wątpi, niech spyta Damona Runyona, tego od "Guys & Dolls", "On Broadway" i innych zbiorów historyjek z miasta żyjącego w wyobraźni autora.
Dlaczego więc Katowice nie miałyby mieć swoich?
Z recenzji Włodzimierza Paźniewskiego:
(?) Zdarzają się również sytuacje bardziej pogodne. Oto aliancki samolot, wracający z nalotu na rafinerię w Trzebini, nie zdążył pozbyć się wszystkich bomb. Musi je gdzieś zrzucić. I wtedy przypadek okazuje się wcale nie taki przypadkowy za jaki pragnąłby uchodzić. Bomby spadają prosto na niemiecki burdel dla notabli hitlerowskich, istniejący w willi przy ulicy Francuskiej. Od tej pory za ścianą mieszkania, w którym przebywa narrator i jego rodzina zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Dopiero po jakimś czasie udaje się ustalić, że w czasie wojny zajmował je pewien SS-man, który zginął w czasie nalotu na ten płatny przybytek miłości. Co robić? Nie pozostaje nic innego jak zamówić mszę za natrętnego ducha, aby zapewnić sobie trochę spokoju. Paradoks? Kompletny. Ale właśnie w opowiadaniach Turant bardzo często ucieka się do paradoksów. Wszystko okazuje się zawsze bardziej skomplikowane i zawiłe niż to się na pierwszy rzut oka wydaje. I to jest dużą zaletą tej prozy, w której zaskoczenie i niespodzianka stanowią istotny składnik kuchni artystycznej autora.
Od czasu do czasu zdarzają się również kpiny z tzw. czasów minionych, czyli z okresu PRL-u. W opowiadaniu ?Generalskie wice?, jego bohater, przedwojenny generał, niegroźny maniak, ale dziwak na pewno, w przypływie jakiejś desperacji ubiera przedwojenny mundur generalski i udaje się do pobliskich koszar, gdzie przeprowadza regularną, choć niezapowiedzianą inspekcję, w jednaj chwili kompletnie dezorganizując wojskowym życie. Wszyscy chcą dobrze wypaść. Dopiero ktoś bardziej przytomny zauważa, że mundur generalski, ma trochę inny, bardziej archaiczny krój.(...)
Kto wątpi, niech spyta Damona Runyona, tego od "Guys & Dolls", "On Broadway" i innych zbiorów historyjek z miasta żyjącego w wyobraźni autora.
Dlaczego więc Katowice nie miałyby mieć swoich?
Z recenzji Włodzimierza Paźniewskiego:
(?) Zdarzają się również sytuacje bardziej pogodne. Oto aliancki samolot, wracający z nalotu na rafinerię w Trzebini, nie zdążył pozbyć się wszystkich bomb. Musi je gdzieś zrzucić. I wtedy przypadek okazuje się wcale nie taki przypadkowy za jaki pragnąłby uchodzić. Bomby spadają prosto na niemiecki burdel dla notabli hitlerowskich, istniejący w willi przy ulicy Francuskiej. Od tej pory za ścianą mieszkania, w którym przebywa narrator i jego rodzina zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Dopiero po jakimś czasie udaje się ustalić, że w czasie wojny zajmował je pewien SS-man, który zginął w czasie nalotu na ten płatny przybytek miłości. Co robić? Nie pozostaje nic innego jak zamówić mszę za natrętnego ducha, aby zapewnić sobie trochę spokoju. Paradoks? Kompletny. Ale właśnie w opowiadaniach Turant bardzo często ucieka się do paradoksów. Wszystko okazuje się zawsze bardziej skomplikowane i zawiłe niż to się na pierwszy rzut oka wydaje. I to jest dużą zaletą tej prozy, w której zaskoczenie i niespodzianka stanowią istotny składnik kuchni artystycznej autora.
Od czasu do czasu zdarzają się również kpiny z tzw. czasów minionych, czyli z okresu PRL-u. W opowiadaniu ?Generalskie wice?, jego bohater, przedwojenny generał, niegroźny maniak, ale dziwak na pewno, w przypływie jakiejś desperacji ubiera przedwojenny mundur generalski i udaje się do pobliskich koszar, gdzie przeprowadza regularną, choć niezapowiedzianą inspekcję, w jednaj chwili kompletnie dezorganizując wojskowym życie. Wszyscy chcą dobrze wypaść. Dopiero ktoś bardziej przytomny zauważa, że mundur generalski, ma trochę inny, bardziej archaiczny krój.(...)