„Nieograniczony postęp nie idzie w parze z ograniczonymi zasobami naszej planety. Nieustanne gromadzenie dóbr, nie jest w stanie nas zaspokoić. Nasza kultura upada. Bogactwo materialne wzrasta, rozwój duchowy się cofa”. Słowa wypowiedziane ćwierć wieku temu przez Aleksandra Sołżenicyna nigdy nie były tak aktualne jak obecnie, twierdzi szwajcarski survivalista Piero San Giorgio. Węgiel, ropa i gaz napędzają nasz świat od niemal trzech stuleci. I wkrótce doprowadzą go do ekologicznej katastrofy. A kiedy ich zasoby się wyczerpią, światową gospodarkę dotknie największy kryzys w dziejach, przekonuje autor wydanej po raz pierwszy w 2011 roku książki Survivre à l’effondrement économique (w polskiej wersji Przetrwać upadek cywilizacji i przeżyć).
Snuta przez niego wizja zbliżającej się katastrofy, która czeka ludzkość, nie polega na ataku pozaziemskich cywilizacji, zamianie ludzi w zombie czy nawet – na banalnej wojnie jądrowej. Wyobraźmy sobie – proponuje autor – że akcje przemysłu naftowego stają się bezwartościowe. Giełdy światowe zostają zamknięte z dnia na dzień, podobnie zakłady produkcyjne. Miliony ludzi w jednym momencie tracą pracę. Brakuje kobaltu niezbędnego do produkcji stali, fosfatów niezbędnych do wyprodukowania nawozów. Bez stali nie ma nowych budynków, ani samochodów, które i tak nie będą miały na czym jeździć. Produkcja rolna zamiera. Bankomaty nie wypłacają już pieniędzy, i tak już bezwartościowych. W supermarkecie nie kupimy już produktów, których i tak już nikt nie produkuje, ani nie ma czym dowieźć. Paraliż w każdym aspekcie życia postępuje lawinowo i gwałtownie przyspiesza. Ludzkość , której liczebność – dzięki postępowi technologicznemu – w ciągu dwóch stuleci wzrosła o sześć miliardów – stoi w obliczu utraty tego komfortu życia, do którego zdążyła się przyzwyczaić. Jak przeżyć bez telefonu komórkowego, internetu, a nawet gazu w kuchence czy wody w kranie?
Odpowiedź na to pytanie stara się udzielić właśnie spec od „przetrwania”, survivalista – Piero San Giorgio. I nie chodzi mu bynajmniej o kwitnącą kilka lat temu, a teraz nieco przygasłą modę na tzw. surwiwal – opakowane w quasi-militarną otoczkę, biwakowanie, czyniącą firmowy wyjazd integracyjny bardziej atrakcyjnym. Huragan Katrina pustoszy amerykańskie Południowe Wybrzeże, kursy walut skaczą jak szalone, a zatopiony reaktor w Fukuszimie emituje radioaktywne cząsteczki? Katastrofy naturalne zbiegają się w czasie z katastrofą przemysłową? Przecież to tylko kwestia czasu… Piero San Giorgio trwa w gotowości, nie boi się katastrofy, wręcz na nią czeka. Dlatego nauczył się krzesać ogień, posługiwać łomem czy nożem myśliwskim. Przetrwać upadek cywilizacji i przeżyć to jakby suma praktycznych rad, jak przygotować się na nadejście nieuniknionego. Na przykład informacji o produktach, które warto gromadzić – od strun fortepianowych i metalowych puszek przydatnych do zakładania pułapek po folię aluminiową, którą można wyłożyć piec słoneczny.
Piero San Giorgio, zawodowo specjalista ds. wysokich technologii, niegdyś ofiara giełdowego krachu, uczy nas jak uwolnić się od zależności, którą niesie ze sobą kult nieograniczonego postępu – bez względu czy w wersji komunistycznej, czy turbo kapitalizmu. Postęp ten nieubłaganie wiedzie nas – przekonuje – ku przepaści. Pogoń za pieniądzem powoduje jego nadprodukcję, ta łatwość dostępu do niego, a ta z kolei – długi. Nieuniknione – i to być może w nadchodzącym dziesięcioleciu – to krach ekonomiczny, a wraz z nim społeczny.
Krachu uniknąć się nie da; uniknąć można jedynie własnej klęski – przekonuje Piero San Giorgio. „Zrzućmy z siebie jarzmo stereotypów, które nas warunkują i które uważamy za bezalternatywne: wzrost bez końca, szczęście dzięki konsumpcji. Wolność zredukowana do pożądania, pracy zarobkowej, ulicznych korków są znakami naszego zniewolenia, rozkładu wartości i manipulacji informacją, które czynią nas świat coraz bardziej podobnym, do tego, który George Orwell opisał w Roku 1984” – zauważa autor. I przekonuje, że życie w prostocie i w oparciu o zdobycze własnych rąk oraz własnej przebiegłości to wcale nie jest życie prymitywne. Ale takie, które przywraca zwyczajną ludzką godność. Również dzisiaj – przed katastrofą – cierpiącą powszechny deficyt, jak zauważył właśnie rosyjski noblista kiedy odbierał tytuł doktora honorowego Międzynarodowej Akademii Filozofii w Liechtensteinie.
Ta książka to nie poradnik, to niezbędnik na nadchodzące czasy, który być może okaże się ratunkiem również dla Ciebie czytelniku.