Piszę o rzeczach, które się stały, i to w takim porządku, w jakim się stały - albo w porządku, w jakim je sobie przypominam. Ponieważ nic nie wymyślam, mam niewielką swobodę komponowania treści. Muszę czekać, aż zdarzenia poukładają się i powiążą same. W tym sensie moja książka nie jest powieścią. Ale nie jest też samym tylko dziennikiem podróżnym.
"Jeśli tak rzeczywiście było, jeśli człowiek, którego kolano trąciłem niechcący przed kwadransem czubkiem buta, jechał kiedyś superszybkim pociągiem z Tokio do Kioto, znaczyło to, że dziś, w tej właśnie chwili, gdy podróżuję przygnębiająco wolnym ekspresem Warszawa-Poznań, mam gdzieś obok siebie setki, jeśli nie tysiące obrazów kraju, w którym nigdy nie byłem. Ale chociaż ta mnogość barw i kształtów była ode mnie na wyciągnięcie ręki, nie miałem do niej dostępu. Wpatrywałem się w szeroką twarz mężczyzny. Skondensowana sekwencja 520 kilometrów japońskich krajobrazów nie pozostawiła w jego fizjonomii żadnego uchwytnego śladu."