Pierwsze trzy tomy, wydane w latach 1951–1953, zdobyły w 1966 nagrodę Hugo, przyznaną raz w historii, za „Najlepszą serię wszech czasów”. Tylko że… pierwsze 3 tomy to według aktualnej numeracji tomy od szóstego do ósmego.
„Preludium Fundacji” zostało napisane w roku 1988, ale według chronologii zdarzeń cyklu stanowi początek serii. Wprowadza nas w uniwersum Asimovego Imperium z jego 25 000 000 światów. Poznajemy początek historii matematyka Hari Seldona, która zaczyna się od wygłoszenia wykładu na Trantorze, stołecznej planecie, o psychohistorii. Fikcyjna nauka zajmująca się przewidywaniem zachowań zbiorowisk ludzkich poprzez ujęcie statystyczne. Stanowi to owo preludium do właściwego cyklu, mimo że napisane ponad 30 lat po pierwszych/nie pierwszych tomach.
Ciekawe, historia wciąż aktualna. Aktualna również z perspektywy, że każda opera kosmiczna sprowadza się mimo rozmachu przestrzenno-czasowego do jakiegoś konkretnego „tu i teraz” oraz skupia się na grupie kilku osób. Jak też historia lubi się powtarzać. Natomiast swój cykl Asimov, jak się okazuje za wikipedią, wzorował na „Zmierzchu i upadku cesarstwa rzymskiego” Edwarda Gibbona. I da się to zauważyć, może nie tak mocno jak we „właściwej” trylogii. Ciekawostką jest także fakt, że w roku 1988 Asimov w usta jednego z niezbyt przyjemnych bohaterów włożył słowa o Nowym Ładzie i jego budowaniu, hehehe, historia… Psychohistoria :p
Przyznaję się, że prawdopodobnie jest to moje pierwsze świadome spotkanie z twórczością Asimova. Uderza mnie pewne podobieństwo stylu do książek Stanisława Lema. Pewnie zbieżność czasowa pisania swoich dzieł przez obu pisarze, pewnie zanurzenie w gatunku hard SF, pewnie jeszcze kilka rzeczy. Tylko że Lem nigdy popularny w USA nie był… A Asimov – przypomniał się serialem, powstałym na podstawie „Fundacji” o tytule, o dziwo, - „Fundacja” z Jaredem Harrisem w roli Hari Seldona.
Nawet jeżeli do trylogii właściwej wchodzą inne tomy, to cieszę się że zacząłem od początku chronologicznego i, jeżeli tu i teraz jest tak dobrze, wierzę że najlepsze dopiero przede mną.