,,My, ,,dobrzy Europejczycy'' - mamy i my chwile, gdy pozwalamy sobie roztkliwiać się swojskością, pławić i nurzać się znów w dawnych czułostkach i cieśniach - dałem właśnie dowód tego - chwile swojskich zachwytów, ,,patryotycznych'' trosk oraz wszelkich innych staroświeckich przypływów uczuciowych. Ociężalsze od nas duchy potrzebują snadź na pokonanie tego, co u nas na godziny się liczy i z godzinami kresu swego dobiega, dłuższego czasu, jedne pół roku, inne pół życia ludzkiego, zależnie od siły i chyżości, z jaką trawienie i ,,przemiana materyi'' u nich się odbywa''
UFFF - to była mozolna, ciężka, wymagająca lektura, ale paradoksalnie - wyczerpująca masę tematów. Jestem pełen podziwu dla niemieckiego filozofa, jak potrafi przekształcić proste tropy kulturowe w niejednoznaczne, w nie cenzurowane epitafia. Totalny szok, jak człowiek potrafi być inteligentny, kiedy przekroczy pewną granicę bycia ,,szarakiem''. Tutaj nie ma żadnego pitolenia o jakiejś dobrej moralności, o tym, o czym nie można rozmawiać, że wszystko, co pojmujemy - jest jednoznaczne, wyplute i wytargane. Gość nie boi się skrytykować innych filozofów, zburzyć fasadę gościnności i ulegania cudzym wpływom. Mega szanuję, bo dzisiaj niektórym płaczkom w internecie przydałaby się taka lekcja pokory od Fryderyka. Jakbym miał do czynienia z jakimś wariatem, który wydostał się ze stodoły i tera powiada ,,Uważajcie, bom wielki uczony i zburzę wam słodko-pierdzący świat''. Bezczelna lektura w kilku momentach...