Plany.. mają to do siebie, że powinny być elastyczne, bowiem nigdy nie wiadomo czym zaskoczy nas życie. Można być niemal pewnym, że człowiek znajduje się już w takim momencie swojej egzystencji, że nie jest w stanie wydarzyć się nic, co mogłoby przewrócić jego poukładaną codzienność do góry nogami. Widzi swoją przyszłość jasno i klarownie i jest jej zupełnie pewien, w związku z tym snuje zarysy swoich kolejnych lat. Lecz zawsze trzeba mieć na uwadze, że nawet jedna, teoretycznie niewiele znacząca chwila, może z czasem nieść wiele konsekwencji, mocno wpływających na całe jestestwo...
Angie to kobieta, która nigdy nie ułożyła sobie życia prywatnego. Postrzegana jako ukochana, wyluzowana ciotka dla młodszego pokolenia i najlepsza towarzyszka wszelkich rozrywek swoich koleżanek. I wydaje się, że dobrze jej z tym, w jakim kierunku potoczyło się jej życie. Okazjonalnie randkuje, lecz nigdy nie zdecydowała się na żaden poważny związek. Z sukcesem rozwija swoją cukiernię, kocha swoje niewielkie mieszkanie w wielkim mieście i cieszy się chwilą. Wygadana, nieco buńczuczna, nie ma zahamowań w artykułowaniu swoich potrzeb i myśli. Wydawało jej się, że najgorsze chwile już za nią, a jej przyszłość niewiele będzie się różnić od teraźniejszości. Nigdy nie było jej ambicją zostanie matką i żoną. Ale los lubi sobie czasem zakpić z człowieka i Angie przekona się o tym na własnej skórze.
Wyatt dał się poznać w poprzedniej części serii. Niezwykle lojalny mężczyzna, kochający nad życie swoją rodzinę. Wesoły, wygadany, posiadający szalenie flirciarski sposób bycia. Nigdy się nie ustatkował, choć wiele kobiet, które były dla niego jedynie przygodą, miało nadzieję, że to u ich boku zmieni zdanie co do bycia wiecznym kawalerem. Oprócz nieodwzajemnionej miłości, którą pałał do przyjaciółki, nie miał okazji poznać dziewczyny, która rzuciłaby go na kolana. To świetny brat, najlepszy pod słońcem wujek, gotów do przekomarzań i zabawy, ale zdaje się być lekkoduchem, niezdolnym do ustatkowania się. Konie i ranczo są jego całym światem, lecz nigdy nie wiadomo kiedy pojawi się ktoś, kto przysłoni dotychczasowe priorytety i zmieni jego życie...
"Powiedz, że mnie chcesz" to kontynuacja serii o braciach Hennington. W tej powieści głos zabierają najlepsi przyjaciele Preston, znanej z poprzedniego tomu, w którym to zarówno Angie jak i Wyatt pojawiają się jako postaci poboczne i ewidentnie można wyczuć, że coś między nimi się dzieje. Natomiast to, co zaserwowała Autorka w tej książce to coś, czego kompletnie się nie spodziewałam, co dosłownie rzuciło mnie na kolana i wzruszyło do łez. W mojej ocenie to jeszcze lepsza część serii, o wiele bardziej emocjonalna, z absolutnie niespodziewanym tokiem wydarzeń, choć wydawać by się mogło po opisie, że nie powinna zaskakiwać. A jednak, ma w sobie coś, co nie pozwala jej odłożyć ale i zapomnieć o tej historii na długo po jej ukończeniu. Autorka w świetny sposób prowadzi rozwój relacji Wyatta i Angie, doskonale artykułując wątpliwości, które nimi targają ale i oddając uczucia, którym postaci z czasem pozwalają dojść do głosu. Ta książka to przede wszystkim piękne przypomnienie o tym, by cieszyć się tym, co mamy, bo nic nie jest dane nam raz na zawsze. To powieść o samotności, roztrzaskanych sercach i stratach, z którymi trudno się pogodzić. Lecz także to cudowna, wyjątkowa i pokrzepiająca serce historia, w której wykreowana jest rodzina, której każdy w głębi duszy pragnie ale i cała społeczność, w której chciałoby się żyć. Co dla mnie ważne, Autorka kreuje postaci dojrzałe, którym bliżej już do czwartej dekady życia i za ich pomocą pokazuje, że nigdy nie jest za późno na to by los odwrócił swoje karty. Choć ich nie oszczędza, podobnie jak w życiu, to pisze z takim niesamowitym ciepłem, które magicznie przenika przez strony i trafia wprost do naszych serc. Bell Buckle to jedno z miejsc, o których życzyłabym sobie, by istniało naprawdę, bo zakochałam się w nim bez pamięci. Ale również Wyatt to bohater, któremu trudno się oprzeć, głównie dzięki niezwykle charyzmie ale i delikatności, którą rezerwował tylko dla najbliższych. Ze swojej strony jak najbardziej polecam tę książkę, choć ja po prostu uwielbiam wszystko, co wychodzi spod pióra Corinne.