Pierwszą książką Howard jaką przeczytałam był Mr. Perfect. W ogóle to była chyba pierwsza książka w której przeczytałam hot scenkę, więc musiało to być dość dawno :P
Potem miałam kawał czasu przerwy od autorki, a jak coś próbowałam to było o przemytnikach czy handlarzach bronią czego nie lubię więc czekała na mój humor. Aż w końcu przyciśnięto mnie do przeczytania Polowania na sobowtóra ;)
Otwieram ebooka, patrzę, narracja pierwszoosobowa co budzi mieszane uczucia. Nie od dziś wiadomo że to najprostsza droga do skopania książki. Na szczęście tu wzięła się za taką narrację profesjonalistka. Od pierwszych stron wiedziałam że będzie wesoło. Nie żebym nie lubiła narracji pierwszoosobowej ;) zwyczajnie wiem, że to częsta pułapka w którą łapią się początkujący pisarze i pisarki i niekiedy nie wychodzą z niej cało.
Blair jest troszkę zarozumiała, odrobinkę egocentryczna, ale wesoła i pozytywna. Chwilę małą trwało polubienie jej. Świetna bohaterka, z charakterem i zadziorą. Diablikami w oczach ;)
Odniosłam też wrażenie że Blair ma w sobie szczyptę Stephanie Plum. Zwłaszcza jeśli chodzi o podejście do byłego męża :P no i fascynację byłym – przyszłym facetem gliną.
A facet glina jest niczego sobie, szczerze mówiąc. Opisywany nie jako bóg piękności w przeciwieństwie do exmęża, na widok którego dziewczynki majtki przez głowę ściągają niemalże, ale jako taki atrakcyjny gość z krwi i kości. Były sportowiec, ambitny glina, no, to lubimy. Pierwsza myśl: oby tylko między nimi iskrzyło. A tak na marginesie, Howard chyba lubi za głównych bohaterów robić policjantów. W Mr. Perfect Sam też był gliną ;)
Wyatt jest apodyktyczny, stanowczy i taki słodki w tej swojej arogancji. Idealnie pasują do siebie z Blair która pyskuje mu na każdym kroku, ale wystarczy że on ją dotknie i pannie miękną kolana. Świetna para.
Rodzinka Blair też jest genialna, tak jak mamusia Wyatta.
Ogólnie wybuchy niepohamowanej radości były co chwila. Sytuacje tak absurdalne i tak realistyczne wzbudzają we mnie wielką wesołość.
Jest też zagadka kryminalna i całe szczęście bo to jeszcze dodaje smaczku. No i bez psychopaty nasze ciacho nie mogłoby się zaopiekować Blair
A co do samej zagadki – dość przewidywalna, ale generująca masę sytuacji, o dziwo, zabawnych. Scena łapania mordercy i nieudane salto – bomba.
W ogóle świetnych scen była masa, nie będę wymieniać bo musiałabym wspomnieć prawie o każdej sytuacji.
Do życia codziennego weszło też stwierdzenie - zgasły światła. Używam regularnie, jak chcecie wiedzieć co znaczy, musicie przeczytać książkę ;)
Ogólnie podobało mi się bardzo. Ubawiłam się wyjątkowo mocno i na pewno jeszcze nie raz wrócę do tej książki. Tak jak i do tomu drugiego, który nawiasem mówiąc jest tylko odrobinkę słabszy ;)