To jedna z ukochanych książek mojego dzieciństwa. Wspomnienia z lektury napawały mnie takim sentymentem, że jakiś czas temu zaczęłam poszukiwać informacji o autorce i odkryłam, że Podlotki są drugi tomem jej wspomnień. Pisałam zresztą o tym tutaj.
Moje wrażenia z lektury są podobne. Ciepła, mądra, pełna miłości książka. Sasza rozpoczyna naukę w instytucie, gdzie zawiera przyjaźnie i poznaje prawdziwe życie. Już w pierwszy dzień szkoły jej ideały, wpojone przez ojca, padają. Jak nie kłamać, jeśli powiedzeniem prawdy wpakuje koleżankę w tarapaty, jak być szczerym, jeśli prawda nie jest w cenie? Sasza dorasta i poznaje życie. Brzmi banalnie, ale z przyjemnością śledziłam losy dziewczynki, a zwłaszcza jej rozwój emocjonalny.
I tutaj nie brak polityki. Dom Saszy jest miejscem spotkań - ojciec i jego znajomi chętnie politykują, dyskutują do późnej nocy na ówcześnie aktualne tematy. Po śmierci cara aktualny jest temat rewolucji, studenci spotykają się, kolportują materiały, dyskutują. Sasza uważnie obserwuje i słucha, staje się nawet świadkiem aresztowania.
Autorka świetnie pokazuje nastrój ówczesnych czasów - niepewność, pączkująca rewolucja, coraz wyraźniejsze różnice między arystokracją, a biedotą. Wychowywana w duchu socjalizmu dziewczynka, mimo że pochodzi z dobrze sytuowanej rodziny, pełna jest chęci pomocy, współczucia, pragnie wyrabiać w sobie dobre i silne cechy charakteru. Z własnej inicjatywy pomaga w szkole słabszym uczennicom, przed wyj ściem do szkoły udziela darmowych lekcji biednym chłopcom ze wsi, którzy ciężko pracują w miejskich drukarniach.
Nie należy się jednak objawiać nachalnej propagandy. W pierwszej linii to książka o dorastaniu, o minionych czasach, które w trakcie lektury wcale nie wydają się być aż tak odległe.