Z twórczością Krzysztofa Piskorskiego (nie licząc jakiejś antologii) zetknąłem się raptem po raz drugi. Wcześniej miałem okazję przeczytać jego debiut- "Wygnańca". Książka całkiem dobra, taka w klimatach "Prince of Persia". Minęły dwa lata, autor wydał "Poczet dziwów miejskich" i od razu widać, że chyba na dobre zadomowił się w rodzimej fantastyce. Od razu uprzedzam: ten zbiór opowiadań absolutnie niczym nie zaskoczy wiernego czytelnika książek z Fabryki Słów. Takie same piszą i Grzędowicz i Pilipiuk i jeszcze wielu pisarzy z panteonu. Ale czy "wtórny", ma od razu oznaczać "słaby"? Zdecydowanie nie. Książka jest wypełniona po brzegi akcją, nieskrępowanym humorem i nawiązaniami do literatury, bądź naszego życia codziennego.
Autor oddaje nam do dyspozycji dziesięć opowiadań, gdzie za scenografię robi współczesny Wrocław- momentami jest nierówno, szczególnie da się to odczuć w połowie i trochę pod koniec książki, ale generalnie ich poziom jest wysoki. Postacie są bardzo fajnie nakreślone, opisy wywołują co chwilę deko wariacki chichot, a już wisienką na torcie są porównania. Celne, zabójczo zabawne, które prowokują kolejną falę śmiechu- jak dla mnie, to pod tym względem autor jest naprawdę genialny.
Piskorski tą książką prochu nie odkrywa, ale to kawał solidnego fantasty z typowo polskim sznytem. Jak najbardziej godna polecenia.