Fundament europejskich marzeń o krainie sielskiego szczęścia, gdzie przyroda, zwierzęta i ludzie zgodnie współistnieją pod opiekuńczym spojrzeniem pasterskich bóstw, wyczarowali słowami dwaj starożytni poeci: Teokryt w języku greckim i Wergiliusz po łacinie.
Obaj byli jednak zbyt prawdomówni, aby udawać, że w ich wyśnionej Arkadii nie ma cierpień i przemocy. Dlatego i tam zazdrosne kochanki uciekają się do magii, zdradzeni kochankowie rozpaczają, pomór zabiera trzody, a wojnom i wysiedleniom nie widać końca. Et in ego - przypomina o sobie śmierć.
Najdawniejsze polskie tłumaczenia bukolik Wergiliusza, pióra krewkiego mieszczanina z Bochni, Jana Achacego Kmity, ocalałe w jednym egzemplarzu drukowanym, wracają dziś w nowej szacie pod ten sam nieboskłon, który ujrzał ich narodziny przed ponad czterystu laty - rozjarzone słońcem Sycylii i brzmiące rzymskim gwarem niebo nad Wawelem.