Jacek Idzi Przybylski z pewnością mógł szokować współczesnych mu uczonych, literatów i czytelników - rzecz jasna, bynajmniej nie swoim trybem życia, zupełnie regularnym, ani też długoletnią bibliotekarską i profesorską służbą w krakowskiej Szkole Głównej Koronnej, lecz dogłębną erudycją, niezmordowaną pisarską pracowitością, a najbardziej - jej nad wyraz kontrowersyjnymi owocami.
Przyswoił polszczyźnie wiele z kanonu klasyki antycznej: Homera, Hezjoda, Wergiliusza, Horacego i Owidiusza; tłumaczył Gessnera, Miltona i Pope'a. Nie było więc mowy o niestosowności obyczajowej czy nieprawomyślności politycznej. Krytykom starczyło, iż była to polszczyzna wielce oryginalna, a dla nich - po prostu bezsensowna i dziwaczna.
Nic bardziej mylnego, przynajmniej jeśli chodzi o klarowny, rzetelny i wartki przekład Wergiliuszowych Georgik. Aż nie do wiary, że minęły prawie dwa wieki od jego powstania.