“Paradis City” Jensa Lapidusa to thriller z dystopijną wizją świata, jednak jeśli się nad tym zastanowić, to od życia realnego różni ją tylko jedno - mur nazwany separatorem ładu, który oddziela biedną dzielnicę imigrantów i przestępców od zwyczajnych mieszkańców Sztokholmu. Dzięki niemu miało być łatwiej zapanować nad tymi niechcącymi asymilować się jednostkami, wyszło jednak odwrotnie, konieczne są więc kolejne zmiany. Jednak minister, która chce je zaprowadzić, podczas wiecu zostaje porwana, co jest punktem wyjścia do całej intrygi kryminalnej. Rozpisanej naprawdę solidnie, historia raz po raz zaskakuje, akcja zmienia bieg, a czytelnik utrzymywany jest w ciągłym napięciu - jak tylko coś się wyjaśnia, to zaraz pojawia się kolejna niewiadoma. Zaciekawienie lekturą potęguje też podział na trzy perspektywy narracji, trójkę bohaterów, którzy wydają się ze sobą w żaden sposób niezwiązani. Jest były bokser, policjantka i influencerka. Każdy ma swoje problemy, każdy na pierwszy rzut oka jest osobą łatwą do kategoryzacji, choć za moment okazje się, że to złudne wrażenie, a każda z tych kreacji jest głęboka, skomplikowana, a i w czasie akcji przechodzi przemianę. Każda też wymusza kolejne tematy do refleksji, więc nie pochylamy się tylko i wyłącznie nad tym głównym problemem podziału społeczeństwa ze względu na klasę i rasę, ale i bardziej uniwersalnymi, bardziej prywatnymi zagadnieniami, jak samotność czy potrzebę poczucia akceptacji otoczenia. Jest więc to historia nie tylko solidnie rozrywkowa, od której trudno się oderwać, ale i z dobrą refleksją nad tematami społecznie ważnymi, nad bardzo bliską wizją ‘’co by było, gdyby…”. Polecam i fanom dobrych, przyjemnie dynamicznych thrillerów i tym, którzy lubią, gdy książki angażują czytelnika w problemy społeczne.