Sława genialnego Pana Samochodzika za sprawą Karen Petersen dotarła do Francji. Z zamków nad Loarą giną bardzo cenne obrazy, na zaproszenie jednego z właścicieli przybywa pan Tomasz i oczywiście znajduje winnego.
Niestety ta książka nie przetrwała próby czasu. Ja byłam zaskoczona taką PRL- owska mentalnością i dydaktyką. W powieści, która miała być przygodowa, prawie połowo to przepisany przewodnik po zamkach nad Loarą. Jednak nie to jest najgorsze, ale sposób pokazania francuskich bohaterów, którzy nawet nie wiedz a, co to jest amfibia. Przez całą powieść autor pokazuje nam ich irracjonalne zachowania, które mają być śmieszne, a są raczej wyśmiewające tych ludzi. Natomiast pomysł na zagadkę detektywistyczną jest dla mnie żenujący i jak bym miała naście lat, też by był żenujący. Okazuje się, że wszyscy kustosze w zamkach nad Loarą, mówiąc delikatnie, są niedouczeni. Oto w muzeum w specjalnie zabezpieczonym, strzeżonym pomieszczeniu znajduje się obraz wart fortunę. Nagle kustosz dostaje list, że obraz będzie skradziony. Później przychodzi jakiś człowiek, nikomu nieznany, twierdzący, że jest ekspertem i ogłasza, że obraz jest kopią. Co robi nas „genialny” francuski kustosz? „Genialny” kustosz zabiera wart fortunę obraz ze strzeżonego pomieszczenia i niezabezpieczony wrzuca do swojego prywatnego samochodu i wiezie go do Paryża, aby oni stwierdzili autentyczność. Taki jest przewóz dzieł sztuki we Francji, według naszego autora. Większej bzdury nie czytałam. Nie dość, że powieść nudna to i bzdurna.