Hidde nie ma na imię „Pajątyl", ale jego brat wciąż zdaje się o tym zapominać. Często patrzy na niego z góry, bywa okrutny i nie ma w sobie wyraźnych pokładów empatii. Rani i przytłacza,a choć trudno w to uwierzyć, nie zawsze tak było. Kiedyś bracia trzymali się blisko. Kiedyś, kiedy jeszcze Ward żył, a ich matka miała z nimi relację inną, niż powierzchowna rozmowa od czasu do czasu. Lata jednak minęły i wszystko się zepsuło. Teraz natomiast weszli na drogę wojenną, a zwycięzca ma zachować piwnicę. Jeśli więc wcześniej było między nimi źle, trudno określić, jak aktualnie ma się ich relacja.
Simon van der Geest stworzył opowieść o skomplikowanych relacjach w rodzinie, nietypowych przyjaźniach oraz miłości względem owadów, które to Hidde ceni najbardziej. Sporo tutaj przyrodniczych ciekawostek podanych w niewinnej, acz zapadającej w pamięć, formie. A wszystko to zostaje ozdobione niedbalymi rysunkami, które równie dobrze mogłyby wyjść spod ręki dziecka (całość została napisana w formie zbliżonej do dziennika, więc ma to sens oraz urok). Do tego należy dodać zgrabny styl, dobrą kreację bohaterów i wciągającą fabułę. Taka mieszanka musi być czymś dobrym.
„Pajątyl" to nie powieść, która zapadnie w pamięci na lata, ale nie można jej odmówić uroku oraz licznych zalet. To coś, co angażuje oraz budzi przemyślenia, a czas mija przy niej w miły sposób. Książka w rodzaju tych, których trudno nie lubić i trudno ich nie doceniać.
przekł. Marta Talacha
...