Miłość nie zawsze pojawia się od razu. Czasami potrzeba czasu, by przetrawić fakty, na które nie mamy wpływu. Czyż prawdziwą definicją tego uczucia nie jest zaakceptowanie wad drugiej połówki? Wpisanie się w jej rutynę, nauczenie się jej sposobu życia? Przecież pogodzenie się z czyimiś irytującymi nawykami można nazwać prawdziwym wyrzeczeniem, prawda? Skoro tak, trzeba przyznać, że prawdziwa miłość wymaga poświęceń. Ale tam, gdzie prawdziwa miłość, tam i Bridgertonowie.. Po raz kolejny tym razem w piątym tomie, możemy obserwować miłosne rozterki naszych ulubieńców! A to wszystko dzięki niezastąpionej królowej romansów historycznych – Julii Quinn.
Bycie recenzentką to praca marzeń, jak dostaje się tego rodzaju perełki. Muszę przyznać, że musiałam uzbroić się w nieskończone pokłady cierpliwości, by nie rzucić wszystkich swoich obowiązków i zabrać się za czytanie powyższej pozycji (ciężkie życie licealistki na rozszerzeniu z historii). Tak czy inaczej, w końcu znalazłam chwilę wytchnienia i.. przeczytałam tę książkę w jeden dzień.
Styl pisania Julii Quinn jest naprawdę absorbujący. Powieść napisana jest w sposób raczej łagodny, sielankowy, ale potrafi doprowadzić do palpitacji serca. Osiemnastowieczny klimat i cudownie wykreowani bohaterowie tworzą niezwykłą, urokliwą otoczkę, która już od pierwszej strony zachęca do czytania. Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że "Oświadczyny" to jak na razie mój ulubiony tom (a przeczytałam dwa), ze względu na przyspieszone tętno, które cały czas mi towarzyszyło. W porównaniu do "Miłosnych Tajemnic", gdzie głównymi bohaterami byli Colin i Penelopa, jest tu o wiele bardziej.. intensywnie.
Pokochałam relację Eloise i Phillipa Crane'a. Nie mogłam oderwać się od tych chwytających za serce dialogów i ich humorystycznych sprzeczek! (wyobraźcie sobie relację feministki z facetem, który chcę znaleźć żonę, by wychowywała jego dzieci). Mam wrażenie, że postaci spod pióra Quinn nie da się nie pokochać.. No może z wyjątkiem Mariny. Jeśli Bridgertonowie istnieliby naprawdę, oddałabym wszystko, by choć chwilę z nimi porozmawiać.
Jednak ta lekko napisana i przyjemna w odbiorze historia ma w sobie dużo więcej, niż mogłoby się wydawać. Nie mogę wyjść z podziwu, jaki wywarła na mnie autorka wpleceniem w to wszystko mnóstwa wartości. Na przykładzie osiemnastowiecznych, błyskotliwych postaci z poczuciem humoru, który do siebie nie zraża, patrzymy, jak zmagają się z własnymi problemami, które wciąż są aktualne w dwudziestym pierwszym wieku. Motywy poszukiwania prawdziwej miłości, kobiecej siły i zmagania się z codziennymi problemami, w tym również trudy wychowania, sprawiają, że choć akcja toczy się w odległych czasach, tak powieść jest na tyle realistyczna, że mogłabym uwierzyć w istnienie jakiegoś portalu do zmiany świata. Po raz kolejny czułam się, jakby Quinn tchnęła w swoją twórczość życie. Wydarzenia nie były przewidywalne, relacje przerysowane, a skryte w stronach uczucia i emocje doprowadzały do łez. Powieść, podobnie jak fabuła silnie oddziałuje na czytelnika, a profesjonalnie przedstawiony historyczny klimat, dopełnia jeszcze tylko cudownych doznań. Z tak dobrze skonstruowanym światem, ciężko doszukać się jakichkolwiek minusów.
Szczególnie warto też mieć na uwadze wyjątkowe, humorystyczne podejście autorki. Czytając o bliźniętach (dzieciach Phillipa) i ich wybrykach, dosłownie nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Urzekło mnie również to, jak autorka nawiązuje do wszystkich poprzednich tomów. Choć mamy do czynienia z zupełnie nową historią, reszta przebojowego rodzeństwa wciąż się przewija. Więź Bridgertonów jest po prostu nierozerwalna.
Po ciąg dalszy i więcej recenzji zapraszam na bloga tzczytelnika!
Link:
https://www.czytelnika.pl/2022/03/oswiadczyny-bridgertonowie-julia-quinn.html