Książka Siergieja Amielina stanowi zapis dotychczasowych ustaleń pierwszego w historii katastrof lotniczych nieoficjalnego śledztwa prowadzonego przez międzynarodową grupę pasjonatów.
Rozmiary tragedii Tu-154M z 10 kwietnia 2010 r., początkowy chaos informacyjny, pytania o przyczyny i okoliczności wypadku – wszystko to sprawiło, że w ciągu kilku godzin po katastrofie zawrzały nie tylko lokalne fora internetowe, ale i specjalistyczne lotnicze serwisy na całym świecie. W ciągu następnych dni zawiązała się międzynarodowa społeczność internautów, którzy zaczęli dociekać, co się wydarzyło i dlaczego, próbowali odtworzyć przebieg katastrofy oraz znaleźć jej przyczyny. Oprócz amatorów w dyskusje włączyli się rosyjscy (i nie tylko) specjaliści, w tym byli i aktualni piloci, którzy latali na tupolewach i znali smoleńskie lotnisko wojskowe.
Nieoficjalne śledztwo internautów stało się samorzutną akcją niepodporządkowaną żadnym z góry określonym zasadom, z wyjątkiem dążenia do weryfikacji wszelkich możliwych hipotez. Jego uczestnicy nie mieli dostępu do tajnych dokumentów, za to dysponowali zbiorową wiedzą z najróżniejszych dziedzin – od psychologii po fizykę – oraz informacjami, jakich mogli dostarczyć mieszkańcy Smoleńska, w tym nieliczni świadkowie katastrofy. Zakrojone na taką skalę śledztwo publiczne jest zjawiskiem absolutnie wyjątkowym. Czegoś takiego nigdy dotychczas nie odnotowano.
Rozmiary tragedii Tu-154M z 10 kwietnia 2010 r., początkowy chaos informacyjny, pytania o przyczyny i okoliczności wypadku – wszystko to sprawiło, że w ciągu kilku godzin po katastrofie zawrzały nie tylko lokalne fora internetowe, ale i specjalistyczne lotnicze serwisy na całym świecie. W ciągu następnych dni zawiązała się międzynarodowa społeczność internautów, którzy zaczęli dociekać, co się wydarzyło i dlaczego, próbowali odtworzyć przebieg katastrofy oraz znaleźć jej przyczyny. Oprócz amatorów w dyskusje włączyli się rosyjscy (i nie tylko) specjaliści, w tym byli i aktualni piloci, którzy latali na tupolewach i znali smoleńskie lotnisko wojskowe.
Nieoficjalne śledztwo internautów stało się samorzutną akcją niepodporządkowaną żadnym z góry określonym zasadom, z wyjątkiem dążenia do weryfikacji wszelkich możliwych hipotez. Jego uczestnicy nie mieli dostępu do tajnych dokumentów, za to dysponowali zbiorową wiedzą z najróżniejszych dziedzin – od psychologii po fizykę – oraz informacjami, jakich mogli dostarczyć mieszkańcy Smoleńska, w tym nieliczni świadkowie katastrofy. Zakrojone na taką skalę śledztwo publiczne jest zjawiskiem absolutnie wyjątkowym. Czegoś takiego nigdy dotychczas nie odnotowano.