Jak wieść niesie, Natsuo Kirino jest „królową japońskiego kryminału”* i w to jak najbardziej mogę uwierzyć, a jednak mam problem z jednoznaczną oceną tej książki.
Jest to historia czterech kobiet, które pracują na nocną zmianę w fabryce zestawów obiadowych i, jak można przypuszczać, przyjaźnią się. Każda ma własne kłopoty, w tym jeden największy i wspólny – brak pieniędzy. Kiedy jedna z nich w przypływie impulsu popełnia zbrodnię, pozostałe pomogą jej ukryć ślady.
Niesamowicie wciągająca, zakręcona powieść, z wiarygodnie oddanymi realiami, momentami okrutna i krwawa, a przy tym nieoczywista. Z jednej strony jest to historia o mocnej, feministycznej wymowie, przywołująca zdarzenia, od których krew się burzy, z drugiej… dawno nie spotkałam w literaturze tak irytujących i, nie bójmy się tego słowa, tępych kobiecych postaci, że masz ochotę udusić gołymi rękami. No i to zakończenie… Zakończenie jest głównym powodem mojej konfuzji, po prostu go nie kupuję. I jak za niemal całość dałabym 8 w porywach do 9, to za końcówkę – 1.
Niezależnie od wątpliwości, jest to z pewnością bardzo ciekawy kawałek literatury kryminalnej z Kraju Kwitnącej Wiśni.