Koniec retrospekcji Lawa i ciąg dalszy walk na Dressrosie.
Chociaż we wcześniejszym tomie szkoda zrobiło mi się Lawa, tak teraz jest mi go po prostu żal. Jego i Rosinante. Nie spodziewałam się jakiejś wielkiej miłości po odkryciu zdrady, ale to, co się stało... No Dofi jest po prostu złym człowiekiem. Niby rodziny się nie wybiera, ale on stwierdził, że to porzekadło obali - no, stworzył sobie rodzinę, ale ta jest daleka od jego ideału i, patrząc na niechęć niektórych jej członków, jest dysfunkcyjna i to bardzo.
Chociaż smutne przemyślenia podbija historia Senior Pink. Widzisz starszego gościa ubranego jak dzidziuś, z bebzolem na wierzchu i gdzie się nie ruszy łążą za nim jakieś skąpo ubrane laski (nie wiem, co tam w nim widzą, pozycja i kasa może). Taki jakiś pierdolnięty. No a potem poznajesz jego historię. Z jednej strony winny, z drugiej strony rozumiem jego strach przed przyznaniem się, kim jest. I z dziwaka wyrasta na faceta, który nawet po śmierci/zniknięciu żony trzyma się swojej obietnicy.