„Ogród cieni” to ostatnia część cyklu o Dollangerach. Jednak tym razem historia zatacza koło, bo w tym ostatnim tomie cofamy się do początków. Jest do bowiem prequel. Poznajemy historię Olivii Foxworth, babki Christophera i Cathy Dollangerów.
Ten tom znacząco zmienia perspektywę patrzenia na całą historię. Okazuje się, że nic nie jest takie jak się wydaje. W pewnym sensie znajdziemy tu uzasadnienie wszystkich nieszczęść jakie spotykały tę rodzinę i poznamy dogłębnie ich źródło. Wychodzą na jaw nieujawnione dotąd tajemnice, rozwiązują się wątki, które były wcześniej jakby niedopowiedziane. Obrazek układa się w całość.
To opowieść o tym, że czasami tragedie doznane w przeszłości determinują całe nasze życie i nie jesteśmy w stanie uwolnić się niekiedy z pewnych schematów zachowań i myślenia, które zakorzeniło się w nas w młodości. Wówczas rzutuje ono na całe nasze życie, emocje, postępowanie i podejmowane decyzje. Dużo na kartach tej książki rozgoryczenia, braku miłości, zawiści, nienawiści, która niszczy od środka.
Styl powieści jest prosty i niewymagający. Są lepsze i gorsze momenty, ale tak jak i poprzednie tomy ten zdecydowanie wciąga. Moim zdaniem jest to po „Kwiatach na poddaszu” najlepszy tom serii. Tak pod względem fabularnym, jak i warsztatowym. Czytało mi się to szybko i z ogromnym zainteresowaniem, ale i chciałam już, by historia wreszcie dobiegła końca.
„Ogród cieni” to niespodz...