Z czasów mojego dzieciństwa pamiętam wiele szaroburych książek, które z lubością czytałam, nie zwracając uwagi na papierową okładkę z biblioteki. Zresztą po zdjęciu tej "ochrony" okazywało się często, że okładka danej książki również nie jest bogata w kolory. Co innego komiksy, te były barwne jak kwiaty na łące. I pełne fantastycznych postaci. A fabuły kipiały od przygód. No i ten humor, o którym nie można zapominać. Dowcipne dialogi nie raz wywoływały u mnie salwy śmiechu.
Dzięki publikacji Novae Res pt.: "Od Nerwosolka do Yansa. 50 komiksów z czasów PRL-u, które musisz przeczytać przed śmiercią" mogłam przypomnieć sobie ulubionych bohaterów, z którymi spędziłam kiedyś sporo czasu. Pamiętam Profesora Nerwosolka, kapitana Klossa, komiksowe serie historyczne "Początki państwa polskiego" i "Legendy polskie" (które mam do dziś!), Kajka i Kokosza, i oczywiście kultową trójkę: Tytusa, Romka i A'Tomka, a także Jonka, Jonkę i Kleksa. Sporo tych bohaterów, a okazuje się, że było ich znacznie więcej. Nie wszystkie komiksy czytałam, ponieważ nie trafiły w moje ręce, ewentualnie najpierw byłam na nie za mała, jak na przykład na komiksy o kapitanie Żbiku, a później już mniej mnie kręciły rysunkowe historie. Przyznać jednak muszę, że chętnie wróciłabym do niektórych książeczek, ewentualnie przeczytałabym te, które pominęłam.
Wśród ciekawostek opisanych w publikacji najbardziej chyba zszokowała mnie ta o czasie wydawania w "Przekroju" komiksu o ...