O Nowoczesnej niewolnicy było głośno na długo przed jej wydaniem. Oficjalny trailer, przedpremierowe odczyty oraz spotkania śmiało głoszące, że nadchodzi historia, która poruszy najbardziej odporne żołądki. Że ujęta w niej brutalność i perwersyjne zachowania na zawsze odcisną piętno na czytelniczym podniebieniu. Pierwsze opinie nie były dla mnie zaskoczeniem. Ukazywały zachwyt jak i oburzenie, co osobiście przyjmowałem za dobry omen.
Oceny to subiektywne łatki przylepiane i rozdawane na lewo i prawo. Oceniamy już praktycznie wszystko, posty, filmy, książki i oczywiście ludzi szufladkując ich według własnego mniemania. Jednak, to co widzi się na pierwszy rzut oka, to często tylko przywdziana maska „uprzejmości” ładnie prezentująca się na tle codziennego rytmu. Zasłona skrywająca osobiste tragedie, kompleksy czy też rozpustne pragnienia nadające sens w ich życiu.
Taka jest właśnie Regina, biurwa jednej z warszawskich korporacji. Taki jest właśnie Bruno, adwokat z renomowanej kancelarii prawnej. Dwoje kochanków wzajemnie karmiących swoje rządze i stopniowo przesuwających granice przyzwoitości. Regina lubiła czuć się jak niewolnica i spełniać najbardziej wyuzdane potrzeby swojego partnera, ale prawdziwe oblicze Bruna przeraża niczym najmroczniejsze czeluści darknetu.
„Nowoczesna niewolnica” to, bez wątpienia, powieść ciężkiego kalibru. Wyraźnie opisane sceny seksu mogą onieśmielać, nieco szokować, bądź n...