Tytułowy Novecento, to pianista urodzony na oceanie. Zasmakował gwaru, ale nie z wielkich miast, tylko pośród zatłoczonych kabin, gdzie kobiety cicho pochlipują na znak zwiewnych nut z fortepianu. Wielki kompozytor nie wie, czym jest życie na lądzie. Nigdy nie szedł alejką po bulwarze, nie wstąpił do kawiarni czy sypiał w hotelowych łóżkach. Morze stało się jego pieśnią, a muzyka wirowała w rytm plusków wody, skrzeczących mew i uderzeń burty o przypływy. Kołysze się w melodii, jak statek podczas burzliwych nocy. Na poły baśniowa atmosfera sennie opatula czytelnika.
Novecento opowiada o rywalizacji między statecznym pianistą, a wybujałym jazzmanem z Nowego Orleanu, gdzie dudnią głośne echa kochanków z luksusowych domów towarzyskich. Jednocześnie łączy ich przyjaźń wykraczająca poza czas. Bohater niczym romantyk zakochany we własnych przeżyciach, który wygrywa na klawiszach uczucia, by poruszać tłumy oraz koić historię człowieka bez rodziny, który jest jak fantom czy widmo - człowiek wyrwany z baśni lub mitów o muzykach, którzy zatracili się w muzyce. W rozszalałej melodii artystów nie ma miejsca na wielki finał, to cudowne zatracenie, jak próba odwrócenia uwagi od tragedii i anonimowości zdarzeń. Wielka rzecz.